Największe zdziwienie w nowym filmie Katarzyny Rosłaniec budzi niezręczność, z jaką są pokazywani niedojrzali dwudziestoparolatkowie, próbujący przeżywać gorycz miłosnego zatracenia. Ich zuchwałe konsumowanie życia zdaje się przypominać szamotaninę nienasyconych kochanków „Love” Gaspara Noé. Ścigają się w przełamywaniu erotycznych granic, a ich antymieszczański bunt zamienia się w cyrk napuszonych narcyzów. Rosłaniec („Galerianki”, „Bejbi blues”) zadowala się jednak naskórkową obserwacją mdłych emocjonalnie ekshibicjonistów. Śmietanka show-biznesu – modelki, pisarki, fotografowie, menedżerowie obdarzeni wrażliwością gimnazjalistów – jest karykaturą rzeczywistych problemów dorosłych. Autorka ma do tego świata stosunek ambiwalentny. Ośmiesza go i kompromituje, jednocześnie będąc nim zafascynowana. Sceny seksu w toalecie, krzykliwe napisy na podkoszulkach próbują zastępować dramaturgię, zbyt późno, bo dopiero na stole montażowym budowaną kilkoma sztucznym zabiegami narracyjnymi.
Szatan kazał tańczyć, reż. Katarzyna Rosłaniec, prod. Holandia, Polska, 97 min