Głowa rodziny, wykładowca filozofii Greg (Tim Robbins) trzy dekady temu wydał głośną książkę o drodze do szczęścia (trzeba, zgodnie z tytułem serii, być „tu i teraz”), tu i teraz zaś kończy 60 lat i przeżywa męki kryzysu egzystencjalnego. Wraz z żoną Audrey (Holly Hunter) mają troje dorosłych adoptowanych dzieci: Ashley (Somalia), Duca (Wietnam) i Ramona (Kolumbia) oraz biologiczną, najmłodszą, 17-letnią córkę Kristen. Wszyscy robią kariery, rozwijają się, ale każdy walczy z lękami, wspomnieniami, swoje dokładają podziały rasowe w USA i ogólne poczucie, że świat schodzi na psy. Do tego pewnego dnia Ramona zaczynają prześladować cyfry 11:11 i przerażające halucynacje.
Po obejrzeniu czterech pokazanych dziennikarzom odcinków (z 10) trudno orzec, w jakim kierunku zmierza ten miks ciekawych obserwacji społecznych, złożonych portretów ludzkich, kiczowatej „magii” oraz odświeżającego czarnego humoru. Ale to dość przyjemna dezorientacja. Przykładem scena, w której Greg podąża do lasu za majestatycznym jeleniem, myśląc, że to znak, drogowskaz pokazujący wyjście z kryzysu. Tymczasem zwierzę, patrząc mu w oczy, spokojnie… robi kupę.
Tu i teraz, serial Alana Balla, HBO i HBO GO od 12 lutego, w kolejne poniedziałki