Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Film

Żywi i umarli

Recenzja filmu: „Nić widmo”, reż. Paul Thomas Anderson

Daniel Day-Lewis na końcu wielkiej kariery i Vicky Krieps na jej progu. Daniel Day-Lewis na końcu wielkiej kariery i Vicky Krieps na jej progu. Laurie Sparham/Focus F / UIP
Zachwycająca, wnikliwa analiza potrzeby absolutnego kontrolowania swojego podejścia do ludzi i efektów swojej pracy.

Tytułowa nić widmo może być puklem włosów zmarłej matki, które wielki krawiec z Londynu z lat 50. Reynolds Woodcock zaszył na wysokości serca w podszewce swojej marynarki. Woodcock (Daniel Day-Lewis w ostatniej, jak zapowiedział, roli w karierze) znajduje pocieszenie w myśleniu, że umarli czuwają nad żywymi. A ponieważ film Paula Thomasa Andersona jest historią o duchach – takich jak z opowieści grozy M.R. Jamesa czy z filmów Alfreda Hitchcocka – jego matka, która przekazała mu umiejętność szycia, musi być zawsze przy nim.

Ciężko będzie więc Almie (równie dobra co Day-Lewis, choć dużo mniej znana Vicky Krieps) zająć miejsce ducha w sercu Woodcocka. Ponieważ jest tylko kelnerką zabraną z nadmorskiego pensjonatu, jedną z wymienianych co kilka miesięcy muz przetaczających się przez jego dom mody. 

Nić widmo (Phantom Thread), reż. Paul Thomas Anderson, prod. USA 2017, 130 min

Polityka 8.2018 (3149) z dnia 20.02.2018; Afisz. Premiery; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Żywi i umarli"
Reklama