Według doniesień „The Hollywood Reporter” film SF Alexa Garlanda jest zbyt inteligentny dla masowego widza, a do tego serwuje niejednoznaczne zakończenie, którego reżyser nie chciał zmienić. „Karą” miał być ponoć fakt, że poza Stanami, Kanadą i Chinami „Anihilacja” do kin nie trafi, bo prawa do międzynarodowej dystrybucji sprzedano Netflixowi. W zasadzie to, co studio zarzuca reżyserowi, to prawda. To nie jest rozrywkowe kino fantastyczne, tylko niepokojąca opowieść o zetknięciu z nieznanym, w której nie dostajemy niemal żadnych odpowiedzi.
Sęk w tym, że to nie wady tego filmu, ale jego zalety! Tajemnica, jaką jest Strefa X, do której wyprawia się grupa naukowców, a z której wcześniej nikt i nic nie powróciło, to motor napędowy tego filmu – tak jak u Lema w „Solarisie”, gdzie siłą sprawczą był niepojęty dla człowieka żywy ocean. W „Anihilacji” proza nietuzinkowego pisarza Jeffa VanderMeera spotyka się z talentem Garlanda, scenarzysty „28 dni później” i „W stronę słońca”, reżysera „Ex Machiny”.
Rezultat spotkania to film efektowny w szczegółach, ale stroniący od efekciarskości, minimalistyczny pod wieloma względami, za to tętniący od rosnącego napięcia i intrygujący, bo i widz, wraz z bohaterkami, nieustannie analizuje wszystko, czego doświadcza, by spróbować rozgryźć zagadkę Strefy X, w której piękno styka się z grozą.
Anihilacja (Annihilation), reż. Alex Garland, prod. USA, Wlk. Brytania, 115 min, Netflix, od 12 marca