Siódemkę z nich adoptuje sir Reginald Hargreeves, odkrywa ich nadnaturalne możliwości i kształci na superbohaterów w tytułowej Umbrella Academy, z pomocą kamerdynera Pogo (mówiący szympans) i Matki (androidka). Jako że jego metody edukacyjne przypominają tortury, nastoletnie pociechy po kolei uciekają. Spotykają się po latach na pogrzebie „ojca”, co, tak się składa, zbiega się ze zbliżającą się apokalipsą. Superbohaterowie muszą odkryć, co lub kto wywoła koniec świata (i dlaczego), udaremnić morderczy dla ludzkości plan, a przy tym odbudować rodzinne więzi, pokonać własne słabości, zaakceptować siebie itd., itp. Nowa seria Netflixa do licznych kalek z produkcji superbohaterskich generalnie, a w warstwie wizualnej (dopieszczonej niczym kadry z Instagrama) i zabawach z czasem i tożsamością – szczególnie z „Legionu” stacji FX, dorzuca też m.in. skojarzenia z „Nawiedzonym domem na wzgórzu” (skłócone rodzeństwo i duchy). To, co może mimo wszystko zatrzymać przy ekranie, to niektórzy co ciekawiej napisani bohaterowie, przede wszystkim Klaus i Numer Pięć, oraz pełne sarkazmu dialogi. No i ta apokalipsa – dlaczego tym razem?
The Umbrella Academy, wg serii komiksowej Gerarda Waya i Gabriela Bá, Netflix, od 15 lutego