Poezja miłosna
Recenzja filmu: „Portret kobiety w ogniu”, reż. Céline Sciamma
To, co najważniejsze w tym filmie, zawarte zostało poza słowami – w romantycznych obrazach, nastrojowej muzyce Vivaldiego, niekontrolowanych gestach. XVIII-wieczna portrecistka (Noémie Merlant) i jej muza (Adèle Haenel) spędzają podarowany im czas na obserwacji siebie. Długie wymiany spojrzeń, ledwo widoczne uniesienie kącików ust, zmiana barwy oczu, sposoby ułożenia dłoni – wszystko okazuje się tajemnym kodem prowadzącym do mistycznego porozumienia dwóch przeznaczonych sobie dusz. Céline Sciamma, francuska reżyserka „Portretu kobiety w ogniu” – filmu o niespotykanej w dzisiejszym kinie delikatności – nakręciła go w tak subtelny i wyciszony sposób, by widz odbył tę podróż razem z bohaterkami i czuł ukłucie w sercu dokładnie w tych samych momentach co one. Zdziwień i olśnień jest więcej.
Portret kobiety w ogniu (Portrait de la jeune fille en feu), reż. Céline Sciamma, prod. Francja, 120 min