Skandal wokół „Solid Gold” wart jest sporych pieniędzy, których żaden dystrybutor nie byłby w stanie zainwestować w jego reklamę. Przypomnijmy: dramat sensacyjny luźno inspirowany aferą Amber Gold miał być użyty przed wyborami jako propagandowa broń PiS. Nie udało się. Teraz wchodzi na ekrany, strojąc się w piórka dzieła uniwersalnego i ponadczasowego. Czy rzeczywiście nim jest? Czy mimo to odniesie sukces? Dobra wiadomość jest taka, że – jak mawia jeden z bohaterów – ta zasrana polityka ukryta jest na tyle głęboko pod grubą warstwą zagmatwanej akcji, że niespecjalnie nawet razi.
Mocną stroną filmu wydaje się kreacja Andrzeja Seweryna. Gra łajdaka w garniturze, jednego z najbogatszych Polaków z ciemną przeszłością w wojskowych służbach komunistycznych, który na stosie trupów wybudował mafijną potęgę. Jej ukoronowaniem ma być tytułowy parabank – piramida finansowa otoczona parasolem ochronnym przez prominentnych polityków, skorumpowaną policję i prokuraturę.
Słabiej wypada wątek doświadczonego policjanta zastawiającego pułapkę na gangstera. Janusz Gajos niespecjalnie się odnajduje w relacji z Martą Nieradkiewicz, służącą mu w filmie za przynętę. Kolejna zła wiadomość to poziom realizacji. Nie ma co ukrywać, że Bromski posługuje się językiem seriali z minionej epoki: sceny są przegadane, nakręcone przyciężką ręką. Odcięcie od gorącej aktualności sprawia, że nie ma tu nic odkrywczego ani szokującego. Ot, przeciętny kryminał stawiający pod pręgierzem zblatowanie szarej strefy, biznesu oraz władzy.
Solid Gold, reż. Jacek Bromski, prod. Polska, 145 min