Film

Zagubiona dziewczyna

Recenzja filmu: „Miłość mojego brata”, reż. Monia Chokri

Kadr z filmu „Miłość mojego brata” Kadr z filmu „Miłość mojego brata” mat. pr.
Słodko-gorzka, melancholijna, momentami zabawna opowieść o samotności, zagubieniu i nieprzystosowaniu.

Monia Chokri, znana z filmów Xaviera Dolana, swój reżyserski debiut otwiera sceną, w której czworo profesorów debatuje nad tym, czy zaliczyć egzamin końcowy doktorantce. Ktoś jej zarzuca brak rewolucyjnego spojrzenia, ktoś inny stara się nieudolnie stanąć w jej obronie. Rozmowa przekształca się w regularną kłótnię, której – jak się okazuje – słucha sama zainteresowana, bezbronna i wycofana, nieodporna na ataki. Gdy wreszcie wychodzi z budynku, wiatr rozdmuchuje papiery, które trzyma. A podczas imprezy sylwestrowej zwierza się koleżance, że nie dostała pracy, bo w jej dziedzinie uczeni odchodzą na emeryturę w wieku 109 lat. Trudno o lepszy komentarz – to nie tylko akademicki świat, ale całe życie Sophii (Anne-Élisabeth Bossé) w pigułce.

Mieszkająca w kanadyjskim Quebec 35-letnia bohaterka zmaga się z najgorszymi demonami, jakie może sobie wyobrazić pokolenie Y na tym etapie. Osiem lat nauki poszło na marne – dziewczyna nie jest przygotowana do funkcjonowania w rzeczywistości. Cierpi najpewniej na depresję. Wiele spraw ją martwi, łącznie z tym, że planecie grozi katastrofa ekologiczna. Sophia jest emocjonalnie niedojrzała. Nie tylko zresztą emocjonalnie – na zakupy wciąż chodzi z portfelem na rzep. Marną egzystencję uzależnia od Karima (Patrick Hivon), starszego brata, z którym łączy ją głęboka więź, wskazująca na to, że bez niego na pewno nie da sobie rady. Gdy mężczyzna poznaje Eloïse (Évelyne Brochu), z którą układa mu się wręcz znakomicie, Sophia zaczyna przekraczać granice. To dla niej kolejny cios.

Niewiele zapowiada, by w najbliższej przyszłości miało być lepiej, dlatego jej orężem stają się cynizm i nihilizm. Gdy rodzice – po rozwodzie, choć żyjący w niemal idealnej harmonii – pytają, czym się zajmuje, odpowiada sarkastycznie: badaniami i autorefleksją. Prawda jest oczywiście taka, że zamiast wysyłać CV, o co proszą matka i ojciec, ona woli spędzać czas przed teleturniejami. No i jest jeszcze jedna, być może największa zmora, z jaką musi się zmierzyć: inni ludzie. Jej rówieśnicy mają już potomstwo, które – jak twierdzą – nadaje życiu sens. A jej zdaniem glob jest przeludniony. Świat jest wystarczająco dołujący, by zsyłać na niego dzieci.

W takich ponurych tonach przebiega znaczna część tej słodko-gorzkiej i melancholijnej, momentami naprawdę zabawnej opowieści snutej przez Chokri na tematy tak powszechne jak samotność, zagubienie, nieprzystosowanie. Sophia, jak wielu milenialsów, jest w dość kuriozalnym położeniu – ma za duże kwalifikacje, by podjąć większość prac, a nie ma doświadczenia, które pozwoliłoby jej na w miarę bezpieczny start. Reżyserka sympatyzuje ze swoją bohaterką, chce dla niej jak najlepiej, dlatego nie pozwala sobie na fatalizm, sugerując, że nawet w najgorszych przypadkach warto mieć nadzieję. Można też – a przynajmniej Sophia może – liczyć na najbliższych, o czym ma chyba przekonać ostatnia sekwencja, skąpana w idyllicznym słońcu, a przez to nieco jednak pretensjonalna.

Miłość mojego brata, reż. Monia Chokri, prod. Kanada, 117 min

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną