Im bardziej komedie romantyczne omijają stereotypy, tym większy zyskują poklask. Brawurowym dowodem skuteczności tej recepty jest „Najgorszy człowiek na świecie” – równie pokręcona i neurotyczna opowieść o miłości, wierności i śmierci co „Annie Hall”. Humor, zjadliwe uwagi o seksie, szczere spojrzenie na relacje rodzinne, kompulsywne erotyczne fantazje naprowadzają na trop słynnego „Kompleksu Portnoya” Philipa Rotha. Odkryciem filmu Joachima Triera jest 34-letnia Norweżka Renate Reinsve grająca uczuciowo rozdartą studentkę medycyny, potem psychologii, miotającą się między kochającymi ją facetami. Przede wszystkim jednak poszukującą wolności i własnego miejsca w świecie, w którym wszyscy grają według dobrze znanych i znienawidzonych przez młode pokolenie scenariuszy (małżeństwo, praca, dzieci). Świeżość, naturalność, wdzięk, wyjątkowe połączenie lekkości i niezdecydowania nie pozwalają oderwać od aktorki wzroku. Kibicując jej poczynaniom, ani przez chwilę nie traci się wiary w to, że w dowolnej chwili może ona odmienić swój los, a zmagania z ograniczeniami czasu i sztywnymi rolami wyznaczonymi przez społeczeństwo, rodziców, wychowanie nie są tak bardzo uciążliwe.
Najgorszy człowiek na świecie (Verdens verste menneske), reż. Joachim Trier, prod. Norwegia, 128 min