Angela jedzie dalej
Recenzja filmu: „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata”, reż. Radu Jude
Niewielu twórców tak krytycznie i wnikliwie przygląda się stanowi ducha środkowej Europy. Radu Jude wraz ze swoją bohaterką przemierza ulice Bukaresztu, ale jego obserwacje i wnioski są uniwersalne i aktualne także nad Wisłą. Angela (Ilinca Manolache) pracuje jako asystentka produkcji przy filmach. Na zlecenie austriackiej korporacji odwiedza ofiary wypadków w pracy, szuka idealnej osoby, która mogłaby wystąpić w społecznej reklamówce na temat BHP. Zmęczenie i frustrację odreagowuje, nagrywając filmiki na media społecznościowe. Ukryta pod filtrem zmieniającym jej twarz w Bobitzę, karykaturę influencera i mizogina Andrew Tate’a, wygłasza seksistowskie, obsceniczne (a czasami wychwalające Putina) monologi. Dzień z życia Angeli, rejestrowany na ziarnistej, czarno-białej taśmie, Radu Jude miksuje z fragmentami klasycznego filmu z lat 80. „Angela idzie dalej” o życiowych i miłosnych perypetiach bukareszteńskiej taksówkarki. Nie chodzi jednak wyłącznie o dialog z kinem sprzed lat. Obie Angele się spotkają, a Jude poprzez ich życiorysy szkicuje nieoczywiste paralele między Rumunią współczesną a tą z czasów Ceaușescu. Polityczny system runął, lecz chciwość, korupcja, rasizm, wzajemna nienawiść pozostały niezmienione. Tyle że reguły gry wyznacza dziś nie partia, lecz międzynarodowe korporacje.
Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata, reż. Radu Jude, prod. Rumunia, Chorwacja, Francja, Luksemburg, 167 min