Film

Zakochana Jane

Film Jarrolda ma urodę i klasę mądrego dramatu.

Ekranizacje dość staroświeckich – jak na współczesne obyczaje – powieści Jane Austen cieszą się o dziwo niesłabnącym powodzeniem u widzów. Wykorzystując zawrotną popularność XVIII-wiecznej pisarki, filmowcy z zainteresowaniem spoglądają nawet na jej staropanieńskie, monotonne życie, doszukując się tam źródeł jej niezwykłej, romantycznej wyobraźni.

Opierając się na świeżo opublikowanej biografii autorki „Dumy i uprzedzenia”, rzucającej nowe światło na nieznane szerzej szczegóły jej młodzieńczej (i jedynej) miłości, Julian Jarrold, niezbyt jeszcze doświadczony brytyjski reżyser, nakręcił uroczy melodramat „Zakochana Jane”, który sprawi przyjemność nie tylko wielbicielom prozy słynnej artystki. Chodzi w nim o owiany mgiełką tajemnicy romans dwudziestoletniej Austen z młodym, przystojnym irlandzkim prawnikiem, zakończony smutnym, zdroworozsądkowym rozstaniem kochanków. Okoliczności zerwania, a także burzliwy przebieg przelotnego i intensywnego związku zaważyły na życiu obojga, w przypadku Jane przyniosły również skutek dodatkowy, a mianowicie impuls do rozpoczęcia dojrzałej twórczości, której owoce doskonale znają czytelnicy „Rozważnej i romantycznej”.

Film Jarrolda ma urodę i klasę mądrego dramatu, z wyczuciem ukazującego psychiczną metamorfozę marzącej o literackiej karierze młodziutkiej prowincjuszki w świadomą, dojrzewającą pod wpływem zafascynowanego nią mężczyzny pisarkę. Zaletą filmu jest i to, że przedstawiając ówczesny świat z wewnętrznej perspektywy bohaterki, w którą z wdziękiem wcieliła się Anne Hathaway („Diabeł ubiera się u Prady”), dyskretnie rozszerza ją także na inne postaci, dzięki czemu lepiej można zrozumieć odległe realia i odczuć bezduszność panujących wtedy konwenansów.

Reklama