Film

W Marcu jak w garncu

Recenzja filmu: „Don’t F**k with Liroy”, reż. Małgorzata Kowalczyk

„Don’t F**k with Liroy”, reż. Małgorzata Kowalczyk „Don’t F**k with Liroy”, reż. Małgorzata Kowalczyk Best Film
To słaby, szarpany wywiad, osoba świadoma bohatera niewiele się dowie, a laik niewiele z tego chaosu zrozumie.

Piotr Marzec, znany szerzej jako Liroy, to postać bez wątpienia ciekawa. Dla wielu w Polsce pierwszej połowy lat 90. był formacyjnym rapowym doświadczeniem, przetarł szlaki innym, ale im o tej muzyce było nad Wisłą głośniej, tym o „Grandpapie rapa” ciszej. Marzec jest frapujący jako ten, który nie poszedł za ciosem; człowiek mnóstwa niezrealizowanych pomysłów. Nie pozwolił o sobie do końca zapomnieć również z powodów pozamuzycznych – od erotyki do polityki. Do wyboru, do koloru. Tyle że kolor jest tym, czego filmowi Małgorzaty Kowalczyk brakuje. Reżyserka, mająca już na koncie dokument o Jerzym Owsiaku, łapie się za wiele wątków i żadnego nie prowadzi od początku do końca. Grzęźniemy w przeszłości dokładnie już opisanej w książkowej autobiografii Liroya, cierpiąc przy zbyt długich fragmentach pionierskich utworów.

Don’t F**k with Liroy, reż. Małgorzata Kowalczyk, 90 min, w kinach od 21 marca

Polityka 12.2025 (3507) z dnia 18.03.2025; Afisz. Premiery; s. 112
Oryginalny tytuł tekstu: "W Marcu jak w garncu"
Reklama