„Polityka”. Pilnujemy władzy, służymy czytelnikom.

Prenumerata roczna taniej o 20%

OK, pokaż ofertę
Film

Noce w Rodanthe

Stuprocentowy kicz. Dla nastolatków.

Głupiutkich komedii romantycznych dla małolatów, opisujących rozkosznie „ten pierwszy raz”, ciągle niestety przybywa. Maleje za to liczba melodramatów dla dorosłych, którzy mają to wszystko już za sobą. W teatrze od czasu do czasu ktoś jeszcze próbuje się na ten temat wypowiadać. Ale w kinie to rzadkość. Amerykański reżyser George C. Wolfe jest człowiekiem teatru (wystawiał na Broadwayu m.in. „Anioły w Ameryce”) i może właśnie dlatego na swój debiut ekranowy wybrał adaptację książki Nicholasa Sparksa „Noce w Rodanthe”. Ciche nadmorskie miasteczko, w którym zbiera się na sztorm.

Wieczorna, knajpiana atmosfera. Przypadkowe spotkanie dwóch udręczonych dusz. I swobodnie płynąca szczera rozmowa ludzi po przejściach, szukających drugiej szansy dla siebie. Zdradzoną żoną, chwilowo opiekującą się hotelem na odludziu, jest Diane Lane. Samotnego chirurga zżeranego wyrzutami sumienia po przeprowadzeniu nieudanej operacji gra Richard Gere. Ona waha się, czy wrócić do męża. On zajęty robieniem kariery dawno utracił kontakt z własną rodziną.

Co wyniknęło ze spotkania tych nieszczęśników, przewidzieć może każdy. Problem w tym, że reżyser nie rozróżnia strojenia min przez aktorów od solidnego grania. Co gorsza, opowiadając o duszoszczypatielnym romansie, wycisnął z niego stuprocentowy kicz. Dla nastolatków.

 

Reklama

Czytaj także

Klasyki Polityki

Jak w Warszawie ustanawiano seksualny rekord Polski

Pierwszy seksualny rekord świata został ustanowiony w Stanach Zjednoczonych. Inny padł nad Wisłą.

Wojciech Markiewicz
14.08.2018
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną