Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Film

Obywatel Havel

Recenzja filmu: "Obywatel Havel", reż. Pavel Koutecky i Miroslav Janek

Film jest wyjątkowo oryginalny, a Havel fascynujący

Takiego filmu jeszcze świat nie widział: przez 13 lat kamera dzień po dniu śledziła prezydenta europejskiego kraju. W domu, w podróżach, przy pracy – wszędzie. A kiedy prezydent złożył urząd, z tych kilometrów taśmy zmontowano film. Nazywa się „Obywatel Havel” i właśnie wchodzi na Polskie ekrany. Byłego opozycjonistę, dramaturga, prezydenta Czechosłowacji i Republiki Czeskiej widać w nim głównie w życiu albo nieoficjalnym, albo wręcz prywatnym. Na przykład kiedy w trakcie przygotowań do Bardzo Poważnej Uroczystości łazi po pałacowej kuchni degustując sos, a przy tym niemiłosiernie mlaszcze. Albo jak w czasie przymiarki stroju galowego w rozpiętej koszuli warczy: „nie wytrzymam, ja nie jestem manekinem”. Bywa też poważniej, kiedy Vaclav Havel wyraźnie zirytowany komentuje wydarzenia na czeskiej scenie politycznej. Ta układanka wygląda fascynująco i uroczo.

Vaclav Havel pokazuje to, za co lubimy go najbardziej: potwierdzoną więzieniem w przeszłości twardość odważnego bojownika, mądrość filozofa na tronie i szczególny luz trzpiotowatego artysty, który wyraźnie źle się czuje wtłoczony w pompatyczne formy wielkiej polityki. Całkiem jak na plakacie filmu, gdzie były prezydent siedzi majtając nogami w powietrzu, w butonierce ma kwiatek, na kolanach psa, a spod nogawek wystają mu skarpetki nie dość, że kompletnie niedopasowane do garnituru, to jeszcze każda inna. Wielbiony w świecie Havel dla Czechów jest jednak postacią dużo bardziej złożoną. Pewnie stąd relatywnie chłodne przyjęcie filmu Pavla Kouteckyego i Miroslava Janeka przez tamtejszą krytykę (jakkolwiek dostał główną nagrodę dla filmu dokumentalnego w konkursie Czeski Lew za rok 2008).

Polityka 18.2009 (2703) z dnia 02.05.2009; Kultura; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Obywatel Havel"
Reklama