Gry

Produkt fantasy brutto

Recenzja gry: „World of Warcraft: Legion”

materiały prasowe
Żyła złota, którą już od tylu lat eksploatuje studio Blizzard, wydaje się nie mieć końca.

Gdy prawie 12 lat temu Blizzard ogłosił premierę „World of Warcraft”, fabularne gry internetowe umożliwiające wspólną zabawę bardzo dużej liczbie osób (MMORPG: Massively Multiplayer Online Role-Playing Game) – olbrzymie wirtualne światy – były jeszcze rozrywką stosunkowo niszową. Bodaj najbardziej popularna „EverQuest” w czasach największego rozkwitu miała niespełna pół miliona subskrybentów. Tym większym zaskoczeniem okazał się dla wszystkich bezprecedensowy sukces „World of Warcraft”. W szczytowym okresie comiesięczny abonament za przywilej bycia mieszkańcem tego utrzymanego w konwencji fantasy uniwersum – elfem, orkiem, krasnoludem, gnomem itp. – opłacało jednocześnie 12 mln osób. Z grubsza tyle, ile liczą dziś sobie obywateli Szwajcaria i Irlandia łącznie. W skali roku oznaczało to dochód większy niż w przypadku budżetów wielu krajów świata. Pod koniec ubiegłego roku w „WoW” grało już tylko ok. 5,5 mln osób. Blizzard ma nadzieję, że właśnie wydany dodatek „Legion” – pierwszy od dwóch lat – znacząco zwiększy tę liczbę. Uniwersum powiększyło się dzięki niemu o nowy ląd (Broken Isles), nową klasę postaci (Demon Hunter), a także kolejne niebezpieczne lochy, przez które można przejść żywym tylko ze wsparciem zaprawionych w boju towarzyszy. A nowe przygody, jak już nazwa dodatku wskazuje, są związane z odpieraniem kolejnej inwazji wrażych sił demonicznego Legionu. Przeciążenie serwerów w pierwsze dni po premierze wróży kolejny renesans popularności tej gry. Żyła złota, którą już od tylu lat eksploatuje studio Blizzard, wydaje się nie mieć końca.

World of Warcraft: Legion, Blizzard, cdp.pl, Windows

Polityka 37.2016 (3076) z dnia 06.09.2016; Afisz. Premiery; s. 69
Oryginalny tytuł tekstu: "Produkt fantasy brutto"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną