Informacja rzeczona stanowi, iż jeden z oddziałów Instytutu Pamięci Narodowej postanowił umorzyć postępowanie przeciwko Adolfowi Hitlerowi, Heinrichowi Himmlerowi oraz Erichowi von dem Bachowi Zelewskiemu.
Śledztwo trwało od 2001 r. i dotyczyło wysiedlania Polaków z dawnego powiatu wadowickiego w latach 1940–42. Przesłuchano 171 osób. Jak można przypuszczać z ogromną dozą prawdopodobieństwa, wśród przesłuchanych nie znalazł się Adolf Hitler (ani pozostali oskarżeni). Stwierdziłem, że z „ogromną dozą prawdopodobieństwa”, ale nie, że „z pewnością”, bowiem jak to ze śmiercią Hitlera było, to już nie wiadomo. Nie jestem prawnikiem, nie chcę wchodzić na obce sobie tereny, jednak przeczytałem gdzieś, że polskie prawo pozwala nie wszczynać postępowania przeciwko oskarżonym, o których powszechnie wiadomo, że nie żyją. Ponieważ postępowanie zostało wszczęte, wydaje się, że IPN miał wątpliwości co do zgonu oskarżonych.
Na przykład swego czasu popularnością cieszyły się teorie spiskowe, w myśl których przywódca III Rzeszy sfingował samobójstwo, aby udać się do Ameryki Południowej. Być może tym właśnie tropem poszedł krakowski oddział IPN. Nie wiem, czy jego pion śledczy wysłał na domowy, południowoamerykański adres Hitlera nakaz stawienia się przed sądem. Wcale by mnie to nie zdziwiło, bo w IPN działy się w ostatnich latach rzeczy rozmaite, dość wspomnieć o próbie przeprowadzenia zamachu na generała Sikorskiego, zakończonej ekshumacją zwłok i potwierdzeniem tego, co było już wcześniej wiadomo. Tak czy siak, Hitler się nie stawił. A ponieważ w IPN działy się w ostatnich latach zdarzenia rozmaite, zdziwiłoby mnie, gdyby po niestawieniu się ciała Adolfa Hitlera prokurator nie spróbował przesłuchać ducha Hitlera.