Przywracanie pamięci
Recenzja książki: Stefan Karol Kozłowski, "Włodzimierz Antoniewicz, profesor z Warszawy"
Autor, archeolog o wyrobionej pozycji, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie przed trzema laty opublikował interesującą książkę o wybitnym archeologu Stefanie Krukowskim („Narodziny giganta”, Warszawa 2007 r.).
Kolejna, którą właśnie otrzymaliśmy, jest biografią „osoby nietuzinkowej, jedynego obok Leona Kozłowskiego prawdziwego Europejczyka wśród przedwojennych prehistoryków polskich, archeologa, etnografa, geografa, krajoznawcy i taternika, „włóczykija”, jak sam siebie nazywał, karierowicza i sybaryty, błyskotliwego inteligenta i cynicznego gracza, człowieka słabego charakteru i znawcy sztuki prehistorycznej, franko – i germanofila, bywalca przedwojennych salonów i prezydenckich apartamentów, doktora honoris causa i rzekomego pilnego czytelnika dzieł Lenina w Moskwie, patrzącego w „jasne oczy” wodza narodów, marksisty (?) i członka przedwojennego establishmentu. Kawalera licznych orderów i członka kilku akademii, nie mieszczącego się w wąskich ramach PRL-u inteligenta, któremu straszliwie zazdrościły różne, niedorastające mu do pięt, zakompleksiałe miernoty.
Piszę – kontynuuje autor – o ambicjonacie i teoretyku nauki, o złotoustym człowieku i rzekomym przeciwniku postępu, o przystojnym i błyskotliwym facecie, o recenzencie i promotorze wielu doktorów i habilitacji, o autorze pierwszej syntezy archeologii Polski, o muzeologu i religioznawcy, o dziekanie i rektorze Uniwersytetu im. Józefa Piłsudskiego, o tym, który wprowadził getto ławkowe i dał honoris causa Rydzowi-Śmigłemu, gościł prezydenta Hoovera i wizytował ambasadora niemieckiego von Moltke, wreszcie o tym, który w listach do Niemców potrafił podpisywać się 'von'”.
Ten obszerny fragment dotyczy profesora Włodzimierza Antoniewicza (1893-1973) i dobrze oddaje sposób widzenia tej postaci przez autora biografii.