Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Dobra luksusowe

Kawiarnia literacka

Pracujemy, bogacimy się, zadłużamy. Spłacamy, zadłużamy się, pracujemy. Kupujemy. Na raty, za gotówkę, kartą. Z debetem, na procent, bez sensu, zwykle codziennie, na przykład pieczywo.

Zastanawiałem się, zupełnym przypadkiem, rykoszetem po wizycie u mojej babci, czy jest jeszcze coś, czego kupić nie można. Na usta ciśnie się banał: zdrowia kupić nie można, miłości nie, szczęścia też. Ale to nieprawda. To zabobon, bardzo wygodny i poręczny, takie ładne zdjęcie w ramce iluzji. Bo można. Do pewnego przynajmniej stopnia, pewnego, acz całkowicie, bywa, satysfakcjonującego. Mówienie, że kupić nie można tego i owego, to asekuracja: wszyscy bowiem chcemy być sobie równi, choćby na ten (łatwiejszy) sposób, że wszyscy czegoś nie możemy, mimo dochodów, wbrew talentom, przeciw rozumowi, wobec nauki, w cieniu żałoby, ignorując przyłożoną do gardła brzytwę Ockhama.

Wizyta u babci kazała mi zastanowić się: czy jest coś, czego kupić nie można? Innymi słowy, czym są dobra prawdziwie luksusowe? Taki Mercedes, apartament, zegarek Patek, hotel Hilton, bogaty pogrzeb – marny to luksus, kosztowny owszem, acz przecież do nabycia. Starczy zakasać rękawy, spódnicy, uchylić pinu karty kredytowej, plastycznie zginąć na pierwszych stronach.

Od dziecka obserwowałem ubytek inwentarza żywego w babcinym gospodarstwie. Najpierw wyprowadziły się dzieci, umarł mąż. Po mężu odeszła klacz Kubuś (wszystkie konie nosiły to samo imię, płeć nie miała znaczenia, tzn. miała, przy rozpłodzie, w sumie dość rzadko, co trzy–cztery lata). Swoją drogą, niedługą zresztą, tak się Kubuś spasła kilkoma miesiącami bezczynności, że dosiąść jej dawało się tylko w szpagacie. Po klaczy odeszły dwie krowy, Łysa i Sroka, pojedynczo. Po nich – kaczki, obsrywały podwórko na potęgę, skończyły po pekińsku, w Białymstoku.

Zostały kury. Z pięć lat temu do kurnika zakradł się lis.

Polityka 23.2010 (2759) z dnia 05.06.2010; Kultura; s. 65
Oryginalny tytuł tekstu: "Dobra luksusowe"
Reklama