Nie słychać głosów oburzenia, nic nie zapowiada awantury przypominającej tę sprzed niemal 40 lat, kiedy ogłoszono, iż Olbrychski będzie Jędrusiem Kmicicem. Z niewyjaśnionych powodów rodacy uznali wówczas, że aktor nie jest podobny do sienkiewiczowskiego, niemal całkowicie fikcyjnego bohatera. Dzisiaj casting nie budzi podobnych emocji, może dlatego, że kino przestało być traktowane jako najważniejsza ze sztuk, zaś widownia chyba nie wymaga już, by odtwórca historycznej postaci był żywą kopią pierwowzoru. Czy przykładowo Piotr Adamczyk przypomina Fryderyka Chopina i równocześnie Jana Pawła II? A przecież zagrał jednego i drugiego, a następnie zmył makijaż, zdjął sztuczny nos i powrócił do współczesnego repertuaru.
Nikt też nie zamierzał protestować, kiedy pojawiły się informacje, że szykuje się wielka międzynarodowa produkcja o wiktorii wiedeńskiej, a Janem III Sobieskim ma być Mel Gibson, który miałby konkurować w naszej wyobraźni z mającym niegdyś monopol na odgrywanie postawnego króla aktorem Mariuszem Dmochowskim. Pomysł był naprawdę interesujący, można jednak podejrzewać, iż sam Gibson w ogóle nie dowiedział się o tej propozycji. Zresztą ostatnio amerykańsko-australijski gwiazdor zachował się bardzo brzydko wobec swej rosyjskiej narzeczonej, co chyba ostatecznie eliminuje go z grona kandydatów do pocztu królów polskich.
Podobny do nagrobka
Kiedyś granie historycznej postaci było o wiele trudniejsze. Dużo o tym wie choćby Emil Karewicz, król Jagiełło z „Krzyżaków”, który już od 50 lat zawsze około 15 lipca (w tym roku okazja była szczególna) opowiada, jak dręczyli go charakteryzatorzy, przyklejając garbaty nos i wciskając w upalne dni na głowę perukę, tak by był podobny do zwycięzcy spod Grunwaldu, uwiecznionego na wawelskim nagrobku.