Rakusa błyskotliwie zadebiutowała dwa lata temu książką „39,9”, portretem kobiety przed czterdziestką. Zaczynała się jak „Dziennik Bridget Jones” – od diet i postanowień – ale zamiast opisywać poszukiwania księcia z bajki, okazała się rozliczeniem z traumami i lękami. Jak tu zaakceptować tego kogoś podstarzałego i przymarszczonego? Jak się odnaleźć w życiu, kiedy ciągle nie wiadomo, kim się jest, mimo dwójki dzieci, wykształcenia, jakiejś tam kariery...
Bohaterka obserwuje siebie z ironią. Oto budzi się rano jako istota z innego stadium ewolucyjnego, jako wąż albo kąsająca żmija, z trudem przyjmując postawę wyprostowaną i dopiero przy śniadaniu zaczyna przypominać istotę ludzką – zrzędzącą babę. Już w tej pierwszej książce było widać, że autorkę interesuje kobieca „smuga cienia”, czas przejścia między młodością a dojrzałością. To temat często eksploatowany w literaturze, ale w wersji męskiej. Teraz Rakusa powróciła do niego w swojej pierwszej pełnowymiarowej powieści „Żona Adama”. I już wiadomo, że to jedna z ważniejszych książek tego roku.
Gorzka zemsta
Tytułowy Adam ginie na pierwszej stronie, zostają jego dwie żony: Rita (pierwsza) i Anna. Można było się spodziewać, że w nowej powieści Rakusa stworzy ciekawe portrety psychologiczne. Tak też się stało, ale to nie wszystko. Ta współczesna historia ma tło mitologiczne, bohaterki Rakusy przypominają bowiem biblijne postaci Lilith i Ewę. Wedle podań Lilith była pierwszą żonę praojca Adama, która zbuntowała się i uciekła, bo nie chciała być mu podległa. Rakusa przenikliwie opowiada też o współczesnej Polsce widzianej oczami kobiet. Obserwujemy choćby przełomowy 1989 r., ale z zupełnie innej niż zazwyczaj perspektywy.