Co jakiś czas słyszy się narzekania, że w polskiej literaturze brak rozsądnej powieści środka, która nie byłaby ani eksperymentem, siłą rzeczy dyskusyjnym, ani komercyjną papką. To z pewnością nieprawda, takie utwory są, należała do nich „Kara”, wydana rok temu debiutancka powieść Mai Wolny, jak i następna, zatytułowana „Dom tysiąca nocy”. W pierwszej powieści młoda bohaterka udawała się autostopem do Belgii, aby odnaleźć siebie. W drugiej – pięćdziesięcioletnia kobieta, ciężko doświadczona przez życie, zatrudnia się we Włoszech jako opiekunka chorej właścicielki pięknej willi w Sorrento. Losy dwóch kobiet splatają się: Polka przeszła przez życie w uśpieniu, Włoszka ma za sobą młodość bojowniczki Czerwonych Brygad. Polka poświęciła życie rodzinie i w końcu ją straciła, Włoszka walczyła z systemem, odrzucając uwikłania, aby skończyć na starość jako beneficjentka mieszczańskiej stabilizacji.
Podróż pozwala polskiej bohaterce odnaleźć siebie, przywraca jej chęć życia, ciekawość nowych smaków, zdolność przeżywania zachwytu, a nawet rozkoszy. Nagle staje się doradczynią, przewodniczką, nauczycielką życia. Potrafi to wykorzystać, ale stać ją też, by odrzucić zbyt łatwy podarunek losu. Niestety, oznacza to powrót do polskiej szarości...
Powieść Mai Wolny, kiedyś dziennikarki POLITYKI, mieszkającej obecnie w Belgii, dotyka problemów, które stały się polską codziennością. Wyjazdy, zatrudnianie się polskich wykształconych kobiet jako opiekunki, międzynarodowa kariera „polskiego hydraulika”, który niekoniecznie robiłby to samo w Polsce... Jaki jest bilans emigracji? W tej powieści wydaje się, że jednoznacznie pozytywny, przynajmniej pod względem psychologicznym. To, oczywiście, odpowiedź częściowa i niewystarczająca.
Maja Wolny, Dom tysiąca nocy, Prószyński i S-ka, Warszawa 2010, s. 200