Robert Crumb (tu podpisujący się tylko inicjałem imienia) to pewnie jedna z ostatnich osób, od których oczekiwalibyśmy opowieści biblijnych. Twórca postaci kota Fritza i innych komiksów undergroundowych – aroganckich, erotomańskich i grubiańskich – ma dziś status klasyka, ale żeby od razu prowadził studia nad przekładami Księgi Rodzaju, a potem mozolnie zamieniał ją w pełną rozmachu komiksową opowieść? Tymczasem Crumb poświęcił mnóstwo energii na samą analizę tekstu, pełnego niedopowiedzeń, a nawet sprzeczności. Opatrzył nawet komentarzem poszczególne rozdziały, podkreślając, że nie dąży do wyśmiania czyichkolwiek uczuć. Wrażenie robi tu i tak przede wszystkim niebywale pracochłonne dzieło ilustratora – bo tak opisuje swoją funkcję w tym wypadku Amerykanin.
Mimo nieuchronnego skażenia rysunków autorskim stylem, eksponującym obłości i lekko karykaturalnym, efekt jest porażający, a sama opowieść nabiera realizmu. To dużo lepsze od sprzedawanych dzieciom ugrzecznionych obrazkowych wersji Biblii i jeśli już obrazoburcze, to paradoksalnie tylko poprzez dosłowność i wierność literze oryginału. Przedstawiona w graficznym skrócie Księga Rodzaju (na tej Crumb poprzestał) wydaje się bowiem jeszcze bardziej okrutna, dramatyczna i jeszcze bardziej nieznana. W polskim wydaniu także dzięki temu, że sięgnięto po XIX-wieczne tłumaczenie Izaaka Cylkowa powstałe w oparciu o wersję hebrajską.
R. Crumb, Księga Genesis, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010, s. 223