Z tej bogato udokumentowanej, głębokiej i zobiektywizowanej książki jasno wynika, że mój idol filozoficzny i niedościgły mistrz aforyzmu Emil Cioran był faszystą. Skądinąd wiedziałem o związkach Ciorana i Mircei Eliadego z rumuńską Żelazną Gwardią – osławioną watahą opętanych, prawdziwych Rumunów, którzy na przełomie lat 20. i 30. wykazywali się w tropieniu, piętnowaniu i mordowaniu Żydów gorliwością większą niż bojówki Hitlera. Wiedzę tę jednak skutecznie wypierałem, wpisując ekscesy żelaznogwardyjskie Ciorana w ciąg biograficzny, w dojrzewanie autora „Złego demiurga” do ostatecznego zwątpienia w sens istnienia człowieka na ziemi, który tak pięknie wyartykułował w swoich książkach powojennych, zwłaszcza pisanych już po francusku.
Alexandra Laignel-Lavastine zmusiła mnie jednak do konfrontacji z tym, co wyparte. Trudno zmilczeć historię Eliadego, który opromieniony tytułem największego religioznawcy XX w. zasmakował wreszcie w latach 70. upragnionej sławy, skutecznie „zapominając” o swojej jak najbardziej sprawczej roli intelektualnego zaplecza dla czystek, jakich dopuszczali się funkcjonariusze Żelaznej Gwardii – ruchu legionowego dowodzonego przez opętanego, brutalnego chłopomistyka Corneliu Zelea Codreanu. Mało tego. Jako wiecowy krzykacz Eliade realnie agitował w wyborach (1937 r.), wzrastały rzesze sympatyków Żelaznej Gwardii, której rządy terroru w pełni ujawniły lata 1940–41.
Przygnębiająca, żałosna polityka wybielania swojej przeszłości zaowocowała sukcesami Eliadego w świecie akademickim, szczególnie amerykańskim, który nie chciał wystarczająco silnie upomnieć się o prawdę.