Jest taki obrazek: siedzą trzy małpy, jedna zatyka sobie uszy, druga usta, trzecia zasłania oczy. Stereotypowi mężowie myślą, że tak wyglądają ich żony. Ale to nieprawda. Żony też się wyrywają. Spod ich boku i ze stereotypu. Te nieporządne mają swoje tajemnice – i to ich najczęściej mężczyźni nie zdradzają. Bo wewnętrzną urodą człowieka jest tajemnica.
Różne mogą być tajemnice, dlatego tak różnie wyglądają nasze twarze. Czy też ostatnio oczy – żyjemy w dobie botoksu, gdzie bruzdy są jednakowo wypełnione, czoło tak samo się nie marszczy, a policzki wygładzają się z wiekiem. I tylko oczy zostają wyraźne.
Tajemnica jest naszym ratunkiem. To ona nadaje oczom wyraz, blask, kusi. Tymczasem pozbawiamy się jej tak jak zmarszczek – piszemy blogi, nurzamy się w Facebooku, kicamy po Twitterze – i wszędzie można nas namierzyć, dopaść, zapytać z drugiego końca półkuli: „To jak, kupiłaś te wkładki do butów, co to ci je poradziłam na halluksy?”.
Prawo do tajemnic jest nam zabierane przez kulturę, jak ziemia Holendrów przez morze. Oni z tym walczą. Co prawda pole tej bitwy nosi nazwę depresji, ale przynajmniej trzymają się gruntu pazurami, jak nie przymierzając, nasz chłop Ślimak oraz Drzymała w wiadomym wozie.
My bez walki oddajemy pole. Pozwalamy sobie włazić do duszy, gdy tylko ktoś zapyta amerykańskim zwyczajem: „Masz problem? Powinieneś o nim porozmawiać. Chcesz o nim porozmawiać?”. Więc ja na to: „Nie chcę, i fak of”. Ale źle robię, bo się obrażają. Mówią innym, że mam problem, i wtedy inni pytają: „Czy chcesz o tym porozmawiać?”. I to jest moja kara za nieomawianie „problemów”, chociaż tak radzą we wszystkich pismach, ba!