Postać Chrystusa ostatnio często schodzi do naszej literatury: pojawił się u Ignacego Karpowicza, a teraz w powieści Stefana Chwina rozgrywającej się gdzieś na przełomie XIX i XX w. w Gdańsku. Rzecz zaczyna się bardzo realistycznie: Maria Ferbelin, córka stolarza, załatwia ojcu zamówienie rządowe. Ma wykonać siedem szubienic w kształcie krzyży, na których zawisną wichrzyciele, którzy chcieliby stworzyć wolne miasto Gdańsk. Panna Ferbelin zaczyna uczyć syna prokuratora prowincji i jednocześnie zakochuje się w nauczycielu z Neustadt, zwanym Mistrzem, który pracuje w stoczni. Wraz z jego pojawieniem się opowieść przestaje być realistyczna i coraz bardziej przypomina scenariusz znany z Ewangelii. Pojawiają się też inne odniesienia – strzały oddane do robotników, takie jak w 1970 r. Władze boją się też, że nauczyciel zbuntuje robotników i powiesi na bramie obraz Matki Boskiej (jak w 1980 r.). Nauczyciel jest niebezpieczny dla władz, mówi o krótszym dniu pracy albo tłumaczy arcybiskupowi, że „Kościół już dawno przestał być Kościołem. To wielkie przedsiębiorstwo, które obraca dużymi pieniędzmi”. Kościół nie stoi już po stronie biednych. Głównym przeciwnikiem nauczyciela jest prokurator prowincji, który boi się ideowego szaleńca. Mówi, że Nauczyciel kwestionuje fundamenty państwa. Racje nie są oczywiste, bo prokurator nie jest tylko uosobieniem zła.
Powieść Chwina, inaczej niż jego dawne książki, nie skupia się przede wszystkim na odtwarzaniu minionej rzeczywistości, ale jest powieścią idei – to właśnie starcia racji są w niej najciekawsze.