Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Nasz kochany rasizm

Kawiarnia literacka

Kiedyś na pewnym spotkaniu w Sztokholmie, w gronie osób na wysokich stanowiskach oraz przedstawicieli rodów, których potomkowie wspinać się już nie muszą, starsza reprezentantka dzianego klanu zagaiła uprzejmie do siedzącego obok niej menedżera wysokiego szczebla: „Jak pan się świetnie nauczył mówić po szwedzku!”.

„To dlatego, że się tu urodziłem – wyjaśnił mężczyzna, delikatnie biorąc do rąk sztućce. – Jestem Szwedem”. „Ach!” – powiedziała pani i zwróciła srebrną głowę w stronę sąsiada po drugiej stronie stołu. Menedżer, z pochodzenia Somalijczyk, przełknął spokojnie fragment ugotowanego na szwedzką modłę renifera.

Niedługo potem wpadłam na parę dni do Warszawy. Znów zasiadłam przy stole, ucapiona przez macki staropolskiej tradycji, kulinarnej opresji, dobrotliwej tortury wpychania w gościa przystawek, zupy, głównego, deseru i kompotu – a wszystko to pod czujnym okiem gospodyni, która zwrotów nie przyjmuje, bo się narobiła. Moje pytania o zdrowie wuja miały odwrócić uwagę cioci od tego, że chowam cielęcinę pod widelcem, na szczęście przez jakiś czas nikt się w tym manewrze nie połapał i wuj z przyjemnością wjechał na swoją specjalność – hipochondrię. Potakiwałam głową bez jednej myśli w tejże, dopóki wuj nie wyznał: „…i wchodzę ci ja do tego gabinetu, a tam – czarny siedzi!”. „W imię ojca i syna!” – krzyknęła ciocia, dorzucając mi płynnym ruchem pyzę, chociaż w twarzy miałam chlorofil i dla lekarza z opowieści byłabym lepszym kąskiem niż wuj, który dobrze wie, co mu jest, ale pozostaje nierozumiany przez współczesną medycynę, niestety.

„No, mówię wam, czarny jak asfalt! – wuj wbił widelec w ogórka kiszonego, aż kwas siknął na śnieżny obrus. – Cofnąłem się w pierwszej chwili, bo w tym białym kitlu tak wyglądał, że…”. „No bo kto to widział” – wstrzeliła się z refrenem ciocia, ale na tyle bezdusznie, że zaczęłam podejrzewać, iż zna już dobrze tę historię. Faktycznie, gdy przyszło do omawiania zalet doktora z Afryki, oboje zaczęli się przekrzykiwać, wuj zły, że ograbiono go z uwagi, ciocia, że chowam coś pod sztućcami i kręcę, mówiąc, że mi strasznie smakuje, ale że więcej już nie mogę.

Polityka 22.2011 (2809) z dnia 24.05.2011; Kultura; s. 89
Oryginalny tytuł tekstu: "Nasz kochany rasizm"
Reklama