Gruziński szaszłyk
Recenzja książki: Anna Dziewit-Meller, Marcin Meller, "Gaumardżos. Opowieści z Gruzji"
Sami autorzy mają z tym problem. Na pewno nie jest to tylko przewodnik turystyczny, chociaż opisują mnóstwo miejsc wartych zobaczenia. Na pewno nie jest to tylko książka podróżnicza, chociaż Mellerowie przejechali Gruzję wzdłuż i wszerz. I nie jest to także klasyczny reportaż, chociaż kilka rozdziałów – zwłaszcza tych dotyczących początków lat 90. (Marcin Meller jako reporter POLITYKI był wówczas na Kaukazie) czy ten o gruzińskich kobietach (autorstwa Anny Dziewit-Meller) – mieści się w tym gatunku. Nie jest to w końcu też książka o jedzeniu, piciu czy świętowaniu, choć czytając ją odnosi się wrażenie, że w Gruzji nie można wyjść po zapałki, żeby nie trafić na dwudniową prywatkę. Kto był w tym kraju, świetnie rozumie, że intensywnymi spotkaniami rodzinno-towarzyskimi wyraża się właśnie „gruzińskość”, w jej wariackim, wzruszającym i wkurzającym wydaniu.
Autorzy dowcipnie sugerują, że ich książka to szaszłyk, który łączy kawałki różnych gatunków. I trzeba przyznać: bardzo smakuje. Mają ciekawość, cierpliwość, empatię i pasję, które sprawiają, że chciałoby się im w tych wyprawach towarzyszyć. Choć nie zawsze jest to bezpieczne. Gruzińscy kierowcy z rzadka oddzielają picie od kierowania. Na postojach pije się przy przydrożnych kapliczkach ustawianych na pamiątkę zmarłych, którzy pijani w sztok zginęli za kierownicą. „Gruzini jeżdżą swoimi samochodami, tak jak jeździli kiedyś konno, zapominają tylko o jednym – że samochód w przeciwieństwie do konia nie ma mózgu” – wyjaśnia przewodniczka. Jeśli nawet Gruzja w oczach Mellerów to raj, to można im tylko zazdrościć, że go odnaleźli.
Anna Dziewit-Meller, Marcin Meller, Gaumardżos. Opowieści z Gruzji, Świat Książki, Warszawa 2011, s. 420