Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Człowiek w eleganckim kapeluszu

Kawiarnia literacka

Siedzę w Brukseli na miesięcznym stypendium i Polska, poza placówkami dyplomatycznymi oraz pewnym Carrefourem, wydaje mi się czymś bardzo odległym.

Za oknem drą się po francusku Murzyni i Arabowie, a ja krzyczę na nich z góry „merde”, będziecie mi tu cicho, jak piszę felieton dla POLITYKI!? Czy ktoś z was w ogóle pisał kiedyś coś dla POLITYKI? – pytam już po polsku i wewnątrz pokoju. Czy ktoś z was w ogóle wie, co to jest POLITYKA? – wzdycham i siadam do komputera.

Moje okna wychodzą na podwórko, na tyły sklepików i restauracji, gdzie strasznie niesie, jak w tubie. Oni wychodzą niby na papierosa, a tak naprawdę, żeby wieść niekończące się kłótnie i przekomarzanki, wśród zapachu nieświeżych krewetek i ostryg. Bardzo to chyba lubią, bo już we mnie też odkryli kumpla do kłótni. Wcale im nie przeszkadza, że przemawiam do nich z okna i że mój „very limited French” ogranicza się do „merde” i „arete”. Czuliby się zawiedzeni, gdybym po przebudzeniu nie usiadł w oknie z kawą i ich nie zapytał „commo sava?”. Siedzę więc w oknie w szlafroku. Pachnie zdecydowanie starym budownictwem. Świat tu jest stary, jak to w krajach, które rozwinęły się już dawno, w XIX w., a teraz po prostu trwają. Stare budownictwo, stare knajpy, stare schody, stare metro i stare gmachy, nawet tych kilka niewielkich galerii sklepów jest starych.

Na oko wszędzie Arabowie i Murzyni, pośród nich, jakby nieśmiało, przemyka czasem kilku rdzennych Belgów, niczym turystów w jakimś południowym mieście. Zresztą Azjaci czy Arabowie też już od dawna są Belgami, tu się urodzili i nie mają nic wspólnego z emigracją czy oczekiwaniem na prawo pobytu.

Polityka 40.2011 (2827) z dnia 27.09.2011; Kultura; s. 79
Oryginalny tytuł tekstu: "Człowiek w eleganckim kapeluszu"
Reklama