Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Niedźwiedź z Normandii

Recenzja książki: Renata Lis, "Ręka Flauberta"

Polityka
Flaubert w ujęciu Renaty Lis intryguje. Autorka nie unika domysłów, często snuje niezwykle ciekawe przypuszczenia.

Czy zaistniała moda na Flauberta? Raczej nie, ale to chyba wciąż najbardziej „żywotny” z mistrzów dziewiętnastowiecznej prozy francuskiej. Próbę czasu zniósł zdecydowanie lepiej niż Hugo, Balzac czy Zola. Chyba tylko Stendhala czyta się dziś z równą przyjemnością. W ostatnim czasie wznowiono świetną „Papugę Flauberta” Juliana Barnesa, ukazały się też nowe przekłady „Pani Bovary”, „Kuszenia świętego Antoniego” i „Trzech baśni”. Ostatnie ze wspomnianych tłumaczeń – doskonałe, dodajmy – jest wspólnym dziełem Jarosława Marka Rymkiewicza i Renaty Lis. Teraz otrzymujemy książkę tej ostatniej, poświęconą „niedźwiedziowi z Normandii”, która stanowi niejako rozwinięcie jej eseju pt. „Croisset”, zamieszczonego w „Trzech baśniach”.

Dlaczego akurat ręka, skąd się ona wzięła? Z paszportu, w którym widniał taki oto zapis: „znak szczególny: oparzenie na prawej ręce”. Renata Lis swoją opowieść osnuła wokół mniej lub bardziej znaczących wydarzeń z życia pisarza. Jest w tej książce – co nie powinno być zaskoczeniem, jeśli wspomnimy wspólny przekład „Trzech baśni” – wiele Jarosława Marka Rymkiewicza. Dla jednych może być to zaletą, dla innych wadą. Przejawia się to czasem w tytułach rozdziałów („Kucziuk Hanem. Kilka szczegółów”), innym razem w składni i stylistycznych chwytach („Tak mogło być, ale mogło też być inaczej: trochę inaczej albo nawet zupełnie inaczej”), w ujawnianych przez autorkę – co Rymkiewicz robi właściwie zawsze – sympatiach i antypatiach do opisywanych postaci, w podobieństwach światopoglądowych, a także w poetyce fragmentu, owocującej jednakże koherentną całością.

„Ręką Flauberta” nawiązuje więc Renata Lis do opowieści biograficznych, sytuowanych na granicy literaturoznawstwa i eseistyki.

Reklama