Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Nie ma ciszy w bloku

Kawiarnia literacka

Zespół Deuter dawno temu śpiewał, że „nie ma ciszy w bloku”. Bo mąż bije żonę, żona bije dzieci, sąsiad się odlewa i ciągle jakieś głosy wokół.

Czytam dziennik tajemny Mirona Białoszewskiego i tam całe strony o problemie głosów, o zakłócaniu ciszy we własnym mieszkaniu. Histeryczne wołanie o spokój, obsesyjne śledzenie odgłosów innych ludzi w obrębie swojego jestestwa. Szaleństwo kapania wody z kranu, burczenia rury, trzaskania okna na korytarzu. A korytarz, wiadomo, jak to na Chamowie. To jakiś nocny wybieg dla wariata w szlafroku, to dzienna taśma produkująca ludzi. Ludzie ci latają do windy (a ta znowu skrzypi) albo do zsypu (i buch jego klapą, bez końca). Ludzie szurają butami, rozmawiają, kłócą się i słuchają radia. Jak u Deutera: „o piątej rano palą w oknach światła, idą pracować ludzie w wielkich miastach. Jeden przy maszynie, drugi do biura. Ten charczy i spluwa, a tamten znów szura”.

W tym wszystkim mieszka poeta zagubiony, ze wszystkimi nerwami na wierzchu. Leży na łóżku i bierze tabletki uspokajające. Próbuje pisać, ale ciągle musi wstawać i sprawdzać. Noc, cicho. I słyszy „powiew i łomot”. Podejrzewa, że to któreś okno jest niedomknięte. Idzie na dziesiąte piętro. Rzeczywiście, „okno wielkie jak drzwi niedomknięte”. Domyka. Idzie na jedenaste piętro, a tu w awaryjnym korytarzu przeciąg. Sprawdza. Tak. Jedno okno otwarte. Zamyka. Robi się zacisznie, ciepło, burczą transformatory. Wraca do mieszkania i tkwi w pościeli. Znowu pisze.

Ale czasami nie wystarczy domknąć. Na przykład sąsiadka z góry dorabia sobie stemplując koperty. Na nic skargi, na nic wysyłanie Jadwigi Stańczakowej z tomikami dedykowanymi, z kwiatami i tłumaczeniem. Sąsiadka stuka i podbija pieczątki do nieprzytomności. Miron postanawia się wyprowadzić i zamieszkać na jakiś czas w wolnym pokoju u przyjaciół.

Polityka 19.2012 (2857) z dnia 09.05.2012; Kultura; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie ma ciszy w bloku"
Reklama