Zaczęło się ostro, ale skończyliśmy na omówieniu kwestii poligamii, chuci, menopauzy i osiłków. Miły Facet to zjawisko, które wyłania się z fal feminizmu. Ma wszelkie cechy inteligenta, z naciskiem na inteligencję emocjonalną. To produkt równościowy, który chce być chciany i kochany. Traktuje kobiety jak dżentelmen, a jednak obrywa, bo notorycznie zapomina trzymać gardę. Chociaż podejrzewam, że podświadomie stosuje metodę młodego psiaka, który nie wierząc we własne możliwości, pokazuje brzuch, zamiast wchodzić w zwarcie. Kiedy postępuje tak młody owczarek alzacki w konfrontacji z pekińczykiem, wywołać to może niekontrolowany wybuch radości. Jeśli mężczyzna w życiu męsko-damskim – inne wybuchy.
W poprzednim felietonie napisałam, że myślący mężczyźni są w fazie przemiany, szukają dla siebie nowego, bardziej przystającego do rzeczywistości wzorca męskości. Negują model macho, testują role quasi-kobiece. Szukają takich sposobów bycia w związku z dzisiejszą kobietą, który nie gniótłby zbytnio człowieka – ani mężczyzny, ani kobiety. Ci poszukujący mężczyźni czasem przegrywają w samczym wyścigu z chytrusami typu „zły chłopak” (nie poszukuje, podbija). Miłych to rozgorycza, czasem zniechęca do dalszych poszukiwań. Ale nie ustają. Rozumieją, że dyskryminacja oznacza cofkę, dlatego starają się zachowywać w związkach inaczej niż ich ojcowie i dziadkowie. Za to ich ogromnie szanuję.
Bywają pogubieni. Reguły gry „w kobietę i mężczyznę” są dziś tak niejasne, że sama zabawa przypomina plątanie się po polu minowym. Kobiety już jakoś wykształciły detektor min, mężczyźni, którym feminizm przyniósł przemianę, o którą nie prosili, błądzą.