Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Mój czytelnik

Kawiarnia literacka

Wtorek, 19 stopni na plusie, słońce... – tak brzmiał ostatni wpis w notatniku mojego czytelnika.

W czwartek już nie żył. Kolejny wtorek, dzień pogrzebu, również był słoneczny. Później zaczęły się dni deszczowe, rutynowe powroty do życiowego rytmu. Mój czytelnik żył w swoim rytmie, oddany lekturze książek i prasy. Dawał temu wyraz w każdej rozmowie telefonicznej, jaką odbywaliśmy. Zorientowany w najmniejszych szczegółach wydarzeń dnia, pytał, co sądzę o tym czy tamtym. Generalnie zgadzaliśmy się, że sprawy idą „po japońsku”: jako tako. Poczucie humoru mojego czytelnika było niezrównane. Pogoda ducha zawsze słoneczna. Na wózku inwalidzkim spędził niemal tyle czasu co ja na ziemi, w związku z tym nie był skłonny do przesadnej ekscytacji. Poznał do bólu ograniczenia, przyjął do wiadomości ślepe wyroki losu.

Był jednym z najserdeczniejszych ludzi, jakich znałem. Pan Henryk, czytelnik „Kawiarni literackiej”, ojciec mojego przyjaciela, nie dożył na szczęście ekscesów podczas wykładu Zygmunta Baumana. Opowiadał synowi, że pamięta słodkawy zapach powietrza, które nawiewał wiatr od strony Auschwitz, gdy piece chodziły na pełnych obrotach. Był dzieckiem, a dziecko pamięta wyraźniej, skrupulatniej. Pamięć głęboka, która jest czasem odzyskanym, okaże się powtórną szansą życia dla naszych zmarłych. Pan Henryk dopiero mi się uwyraźni, powróci później, kiedy dożyję być może jego lat – oby w normalnym, demokratycznym kraju. Póki co pracuje żałoba. Czasami chce się zamieszkać w kraju Zaduszek, nawet jeżeli nie ma on nic wspólnego z porządkiem demokratycznym.

Nie wyprzedzam jednak wypadków, które po ludziach chodzą. Lipiec, miesiąc moich urodzin, spędzam na lekturze instrukcji obsługi żałoby. „Korekta” Thomasa Bernharda jest poradnikiem dla żałobników. Powieść ta pozwala zadośćuczynić tym, którzy są już po innej stronie. Nie jest istotne, o czym i o kim to książka. Fabuła ogranicza się do wykluczania potencjalnych punktów zwrotnych. Z grubsza warto się orientować w filozofii Ludwiga Wittgensteina i spokojnie możemy dać nura w przydługawe, bernhardowskie zdania. Bo zdania wydają się tu najważniejsze. Ich przebiegi, w których gubią się podmioty i orzeczenia, otwierają się zwłaszcza na wtrącenia. Nie do końca wiadomo, kto mówi, wiadomo jedynie, że jest to głos nie z tego świata.

Oto ktoś wspomina kogoś, kto odszedł z własnej ręki. Przy czym wspomnieniowa gawęda stopniowo przeradza się w monolog zmarłego. Głos zmarłego pojawia się coraz częściej i wyraźniej. Zajmuje coraz więcej miejsca w druku. Bernhard stosował ten zabieg „wymiany” głosów od debiutanckiej powieści „Mróz”. „Korekta” przynosi piękny koncert rozpisany na głosy, w których pierwszeństwo wypowiedzi ma zawsze umarły. Jakże wiarygodnie pisarz oddaje pola zaświatom, czyniąc z nich tubę, przez którą dopiero my – żywi – możemy usłyszeć dokładnie, o co chodziło bliskim, przyjaciołom, znajomym, jakich utraciliśmy. Zrozumienie i dogadanie się przychodzi zawsze za późno, stanowi jednostronną satysfakcję. Okazuje się przytakiwaniem nad grobami, konstatacją przy urnie.

W powieści Thomasa Bernharda duchy goszczą w gramatyce, w przejęzyczeniach, w charakterystycznym sposobie artykulacji i powtórzeniach całych fraz. Są werbalnym obcowaniem, leksykalną komunią. Chyba żaden inny pisarz tak obsesyjnie nie przykładał wagi do repetycji. W „Korekcie” słowa takie jak Stożek, Altensam i mansarda pojawiają się na tyle często, że ich znaczenie zostaje uwolnione. Stają się znakami stanów ducha, domostwem nieobecności, imionami utraty.

Coś analogicznego przecież dzieje się w sytuacji pozaliterackiej. Generalnie zapełniamy puste miejsca po śmierci, zaludniamy pamiątkowy świat, którego jedyną racją jest to, że został nam dany jako wspomnienie o zmarłych. Bernhard swoim czytelnikom nigdy nie pozwala zapomnieć o tym stanie rzeczy. Poniekąd powiedzonko „jako tako”, które tak lubił Pan Henryk, niesie ze sobą egzystencjalny komunikat. Żyjemy jedynie w języku „po trosze”. Pełnię głosu odzyskujemy w ustach innych, którzy nas przechowają, powtarzając dalej powiedzonka, jakim ufaliśmy. W „Korekcie”, jak sugeruje tytuł, moc poprawki jawi się właśnie w podjęciu zadania redakcji czyjegoś życia – „przesłuchania i przeczytania” tego życia jeszcze raz. Być może to jedyny rodzaj nieśmiertelności, na jaką stać śmiertelnych. Jeżeli tak się rzeczy mają, mogę być spokojny o Pana Henryka. Materiału do pracy zostawił bardzo dużo.

„Korekta” zadziwia również spokojnym, jak na Bernharda, tonem krytyki. Tym razem autor nie wylewa wszystkich żalów na Austrię, tak jak to robił chociażby w słynnym „Wymazywaniu”. Jedynie w paru miejscach zaznacza antypatyczny i wrogi stosunek do ojczyzny. Być może to faktycznie najtrudniejsza, z dotychczas przełożonych na język polski, jego książek. Trud lektury polega przede wszystkim na odnalezieniu właściwego stanu skupienia, który pozwala uznać słowa ducha za własne. W tym sensie zaprasza Bernhard na nieco spirytualne party. Przy czym to powszedniość zostaje dowartościowana spirytualistycznie. Tak właśnie postąpił bohater powieści, Roithamer, budując dla swojej siostry tajemniczy Stożek w środku lasu Kobernaußerwald. To my budujemy niesamowitość rzeczywistości. Nie oznacza to bynajmniej trwogi. Wręcz przeciwnie.

To chyba pierwsza z jego książek, którą czytałem z niekłamanym uczuciem radości i ulgi. Wygląda bowiem na to, że niektóre słowa nie giną nigdy. „Pamięć” na przykład. Co chciałoby się powiedzieć również o ludziach.

Krzysztof Siwczyk, jedyny w Polsce poeta, który jest jednocześnie krytykiem literackim, felietonistą oraz aktorem (zagrał świetnie głównego bohatera filmu Lecha Majewskiego „Wojaczek”). W 2012 r. wydał tom wierszy „Gody”. Pracuje w Instytucie Mikołowskim znajdującym się w domu, w którym mieszkał Rafał Wojaczek.

Polityka 30.2013 (2917) z dnia 23.07.2013; Kultura; s. 67
Oryginalny tytuł tekstu: "Mój czytelnik"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną