Jest to jakaś mutacja reality show, chociaż może to spora przesada i mamy do czynienia nie z żadnym show ani żadną reality, lecz z czymś zasługującym na szersze miano zjawiska kulturowego.
W zjawisku kulturowym pt. „Ekipa z Warszawy” pojawia się ośmioro bohaterów przy idealnie zachowanym parytecie płci. Bohaterowie ci na początku się nie znają, jednak nie jest niespodzianką, że się dość szybko poznają.
Bohaterów umieszczono w nafaszerowanym kamerami wielkim i stosunkowo luksusowym domu (tak wygląda wyobrażenie luksusu na poziomie wyższych dołów społecznych). Do ich dyspozycji oddano basen oraz inne wnętrza. Najważniejszym wnętrzem jest lodówka, a w niej – alkohol.
Zjawisko kulturowe pt. „Ekipa z Warszawy” to spolonizowany amerykański „Jersey Shore”. W amerykańskim oryginale widzowie obserwowali losy „głośnych, młodych i odważnych” ludzi z gatunku guido. Guido to gatunek człowieka sprowadzony z Włoch do Stanów, gdzie się dobrze zaadaptował i chętnie rozmnażał, czyli Italo-Amerykanie.
W Polsce trudno by było znaleźć prawdziwych guido. Jesteśmy krajem, który raczej eksportuje ludzi, niż importuje, mimo to producenci dołożyli staranności podczas castingu. Mężczyźni są ostro napakowani, wytatuowani, włosy ciemne, krótko obcięte, żadnych loczków, zero blondu, opalenizna obligatoryjna. Kobiety (z wyjątkiem jednej) są wychudzone, włosy długie i proste, makijaż typu Braille (nie trzeba widzieć, żeby wiedzieć, że jest). Kobiety w stylu włoskim, jak się okazuje, prawie nie noszą ubrań. Suknia balowa sięga im do połowy pośladka. Generalnie obowiązuje szyk osiedlowej siłki (panowie) i prowincjonalnej dyskoteki (panie).
Założenie zjawiska kulturowego pt. „Ekipa z Warszawy” sprowadza się do pokazania wspaniałej imprezy, seksu i wódy.