Konserwator wind umiera na ruchomych schodach
Recenzja książki: Leore Dayan, „Ludzie wolą tonąć w morzu”
Kto wie, może Leore Dayan jest kolejnym objawieniem nowej prozy izraelskiej na miarę talentu Etgara Kereta? Wydany właśnie zbiór opowiadań tego 31-letniego pisarza i reportażysty wydaje się zresztą dość bliski w nastroju i stylu twórczości autora „Gaza blues”. Podobne zamiłowanie do czarnego humoru, jakby ta sama skłonność do surowego, beznamiętnego opisywania sytuacji ekstremalnych, podobni bohaterowie skłóceni ze światem… A jednak nie ulega wątpliwości, że Dayan ma swój własny „charakter pisma”, który niekiedy sprawia wrażenie skrzyżowania otwartej na groteskę wrażliwości Woody’ego Allena z cierpką ironią Milana Kundery.
Czytamy o dziwacznych obsesjach (bohater otwierającego zbiór opowiadania wierzy, że dentysta wszczepił mu do zęba kamerę), o absurdalnej śmierci konserwatora wind na ruchomych schodach w centrum handlowym, o właścicielu lokalu ze striptizem, palącym crack w towarzystwie poety, który nikomu nie chce pokazać swoich wierszy o miłości, albo o kocie, który ma na imię Lew – na cześć Lwa Lewiewa, miliardera wspierającego chasydów (i tam wyznanie: „Nie masz pojęcia, jak ja nienawidzę tego ścierwa, tego Lwa Lewiewa. Nie ma rzeczy, która bardziej mnie przeraża niż chasydzi ze spęczniałym kontem bankowym”). Dayan pokazuje zaskakujące paradoksy pozornie nudnej codzienności, która potrafi zmienić się w piekło. Wnika głęboko (trochę jak Gombrowicz, ale po swojemu) w sferę wstydu i strachu, analizuje nonszalancję i cynizm, które skrywają przepaść depresji. Wszystko to na tle współczesnej rzeczywistości izraelskiej, bardzo zaskakującej dla kogoś, kto zna dzisiejszy Izrael wyłącznie z medialnych doniesień „o sytuacji na Bliskim Wschodzie”.
Leore Dayan, Ludzie wolą tonąć w morzu, przeł. Agnieszka Maciejowska, Wyd. Filo, Warszawa 2014, s. 238
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.