Książki

Podróż do źródeł

Recenzja książki: Eshkol Nevo, „Neuland”

materiały prasowe
W Izraelu książka została bestsellerem i trudno się dziwić, bo to niezwykle udana powieść.

Amos Oz i Dawid Grosman są gwiazdami pierwszej wielkości nie tylko w swojej ojczyźnie. Etgar Keret cieszy się u nas dużą popularnością. Ale w Izraelu nie brakuje świetnych prozaików, jak przekonują wydane u nas niedawno książki Jael Neeman, Sary Shilo i Eshkola Nevo. „Do następnych mistrzostw” ostatniego z wymienionej trójki było bardzo zgrabną opowieścią o przyjaźni z piłką nożną w tle, ale dopiero w „Neulandzie” Nevo postawił przed sobą prawdziwie wymagające zadanie – spróbował zmierzyć się z historią trzech pokoleń Izraelczyków. Zaczyna się jak najzwyklejszy współczesny romans – od wymiany e-maili. On, historyk Dori, zakochany nieprzytomnie w swoim synu, i ona, opłakująca brata samobójcę i własne nieudane życie Inbar, spotykają się na obcej ziemi, tam gdzie wyruszył ojciec Doriego, weteran wojny Jom Kippur, który po śmierci żony udał się do Ameryki Południowej, by na nowo podjąć ideę Altneulandu Teodora Herzla. Dla każdego z trzech pokoleń bohaterów (są jeszcze młodzi turyści) podróż oznacza coś innego: ojciec wyjeżdża w przyszłość, by zmierzyć się z mitem założycielskim przeszłości, Dori i Inbar przynajmniej na chwilę mogą porzucić nieudaną teraźniejszość, a najmłodsze pokolenie poddaje rewizji marzenia swoich dziadków. Z pewnością Nevo nie jest takim stylistą jak Oz czy Grosman, ale historie opowiadać potrafi. W „Neulandzie” zmierzył się z trudnymi tematami (źródła syjonizmu, dojrzałość, miłość, kulturowe dziedzictwo). Z tego starcia udało mu się wyjść zwycięsko. W Izraelu książka została bestsellerem i trudno się dziwić, bo to niezwykle udana powieść.

 

Eshkol Nevo, Neuland, przeł. Magdalena Sommer, Muza, Warszawa 2014, s. 624

Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.

Polityka 14.2014 (2952) z dnia 01.04.2014; Afisz. Premiery; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Podróż do źródeł"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną