Stephen King coraz bardziej lubi realistyczne opowieści, w których wiernie odtwarza amerykańską rzeczywistość. Bardzo dba o detale i choćby takie lata 60. wypadają u niego barwnie i wiarygodnie („Dallas ’63”). W najnowszej powieści, która rozpoczyna się w roku 1962, śledzimy losy Jamiego i jego rodziny z małej miejscowości w Maine, rodzinnym stanie Kinga. Pewnego dnia w życiu Jamiego pojawia się traktowany przez niego początkowo jak przyjaciel pastor Charles Jacobs. Ma umiejętność leczenia prądem elektrycznym i przez lata mnóstwo osób potrafił ponoć wyleczyć z raka i z nałogów. Jamie – gitarzysta rockowy – wpadł w uzależnienie od heroiny. Jacobs „przebudził” go prądem, dał mu nowe życie i związał ze sobą na zawsze. Jacobs raz jest pastorem, który traci wiarę, raz szalonym naukowcem, kiedy indziej kuglarzem na jarmarku, a potem telewizyjnym kaznodzieją. Jego uzdrowienia są faktem, tysiące ludzi stawia na nogi, jednak Jamiego niepokoją skutki uboczne. Ale tylko jego. Wszyscy, łącznie pewnie z czytelnikami, stanęliby po stronie skuteczności Jacobsa.
Stephen King, Przebudzenie, przeł. Tomasz Wilusz, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014, s. 348