Zachwyca i każe wątpić jednocześnie. To dlatego, że „Cudowna” nas obnaża, jako społeczeństwo i jako ludzi. Naszą potrzebę cudu, która sąsiaduje z małością. Wzniosłość i banalność. Piotr Nesterowicz opowiada o cudownym objawieniu w Zabłudowie, o wydarzeniach sprzed pół wieku. Godzina po godzinie. Dzień po dniu. Różne perspektywy. Morze materiału, nazwisk, szczegółów. Raporty Służby Bezpieczeństwa obnażają system. A raczej jego trybiki. Małych i dużych decydentów, których cud zmusza do działania. Jeszcze ciekawsze są działania Kościoła, którego cud stawia w najtrudniejszej sytuacji. Wierni chcą wierzyć. Ale nad taką wiarą trudno zapanować. Miejscowy proboszcz szamocze się pomiędzy ludźmi a władzą. Tą, która go namaściła, ale i tą, która go osacza. Cud niszczy jego zdrowie. Podkopuje reputację. Celebrowanie tego cudu więcej mówi o bohaterach niż niejeden traktat socjologiczny. Mamy tu wszystkie fazy tego uniesienia. Łącznie z najsmutniejszą, ale też najciekawszą – schyłkową. Autor na szczęście w tym momencie nie kończy swojej opowieści. Przeciągnął historię do współczesności. Dotarł do cudowności, która umyka. „Cudownej” nie czyta się łatwo. I to jest komplement.
Piotr Nesterowicz, Cudowna, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2014, s. 178