Nie mam wrodzonego talentu do tworzenia opowiadań” – pisze Zadie Smith w posłowiu. Pewniej się czuje w dłuższych formach, czyli w powieściach, bo jako pisarka jest – jak twierdzi – „rozwlekła i gadatliwa”. Przede wszystkim jest pisarką świetną, autoironiczną, stawia sobie trudne wyzwania. I rzeczywiście te trzy opowiadania napisane dla „New Yorkera” i magazynu „Granta” są misternymi miniaturami. Opowiadania zupełnie inaczej traktuje się w Ameryce i Wielkiej Brytanii – w Stanach są cenione i dobrze opłacane, ale stają się towarem masowym na kursach twórczego pisania. Zadie Smith, która i w życiu, i w twórczości łączy kontynenty, chce pisać opowiadania, które będą miały i rozmach amerykański, i precyzję klasycznej brytyjskiej literatury. I te krążące wokół utraty teksty są właśnie takie, choć „Martho, Martho” mógłby być też początkiem powieści. Martha, antypatyczna 20-latka, chce wynająć dom i w trakcie zwiedzania kolejnych miejsc dociera do niej, że nie potrzebuje dużego mieszkania, bo nikt nie przyjedzie.
Zadie Smith, Lost and Found. Opowiadania, przeł. Michał Kłobukowski, Znak, Kraków 2015, s. 160