Niespełniona obietnica
Recenzja książki: Hilary Mantel, „Zamach na Margaret Thatcher”
Hilary Mantel jest dziś jedną z największych gwiazd brytyjskiej literatury. U nas wprawdzie specjalnego sukcesu nie odniosła, ale przekłady jej książek ukazują się regularnie i zdążyła już – za sprawą nagrodzonych Bookerem powieści „W komnatach Wolf Hall” i „Na szafocie” – zaznaczyć swoją obecność na mapie literatury zagranicznej. Tom „Zamach na Margaret Thatcher” na pierwszy rzut oka ma wszystko, co świetny zbiór opowiadań mieć powinien: świetny tytuł i paradę doskonałych pierwszych zdań (choćby „Miał czterdzieści pięć lat, kiedy jego małżeństwo definitywnie się zakończyło”). Niestety, na tym właściwie kończy się to, co dobre. Owszem, zdarzają się tu utwory poprawne, a nawet dobre („Przestępstwa przeciwko osobie”, opowiadanie tytułowe). Można jednak odnieść wrażenie, że to wariacje na temat tekstów Carvera, tyle że z kobiecego punktu widzenia. Ale brytyjskiej pisarce brak Carverowskiego ascetyzmu i zdyscyplinowania, które pozwalały Amerykaninowi mistrzowsko uchwycić w krótkim opowiadaniu złożoność męsko-damskich relacji. Rozczarowują puenty, postaci bywają pozbawione kontekstu, dialogi – w przeciwieństwie do powieściowych – nie porywają, a dobór tekstów w zbiorze wydaje się przypadkowy. Mantel zdecydowanie lepiej sprawdza się w dłuższej, historycznej narracji.
Hilary Mantel, Zamach na Margaret Thatcher, przeł. Paweł Cichawa, Sonia Draga, Katowice 2015, s. 208