Polska zasypia w kalesonach
Recenzja książki: Marcin Kołodziejczyk, „Bardzo martwy sezon. Reportaże naoczne”
„Bardzo martwy sezon” to zbiór „reportaży naocznych” publikowanych w POLITYCE w latach 2000–14. Choć w dużej mierze są to „opowieści z planety prowincja”, jak w debiutanckiej książce Kołodziejczyka, wiele mówią także o strasznych mieszczanach z zeszłorocznej „Dysforii” – pokazują bowiem to, przed czym niedawno przybyli do Warszawy nuworysze panicznie uciekali. Ubóstwo, brak perspektyw i poczucie odtrącenia połączone z tęsknotą za wielkim światem i chęcią odniesienia sukcesu – oto ich dziedzictwo. A bohaterowie „Bardzo martwego sezonu” to ich pobratymcy, którym nie starczyło zapału lub szczęścia, by wyrwać się z kręgu beznadziei. Znajdują się wśród nich amatorscy aktorzy porno, lumpenimigranci, przedstawiciele słabo opłacanych zawodów i byli pracownicy upadłych fabryk i pegeerów, którzy – jeśli nie zatopiła ich nalewka Ambasador za 6,50 – próbują jakoś dawać sobie radę w nowej rzeczywistości. Refundacja i dotacja – to modne słowa klucze, które elektryzują również Polskę B. Cóż jednak z tego, skoro Unia „nie rozumie delikatnych kontekstów codzienności”, więc nowe inwestycje pasują jak kwiatek do kożucha? Autor „Bardzo martwego sezonu” ma niebywały talent do odkrywania świetnych tematów w pozornie nieciekawych sytuacjach. Jest wyczulony na absurdy rzeczywistości, a przede wszystkim ma umiejętność stawiania wnikliwych diagnoz społecznych na podstawie opowieści swoich bohaterów. Ochroniarz w jednym z reportaży mówi: „Wrócę ze służby po dniu i po nocce do domu i żona mi powie, że na śniadanie już za późno, na obiad za wcześnie, a jeśli chodzi o gorącą wodę do mycia w bojlerze, to akurat zużyta i trzeba poczekać pół godziny, aż naciągnie. To wtedy ja zasnę w kalesonach”. Tak Marcin Kołodziejczyk metaforyzuje Polskę, która uparcie goni za lepszym światem.
Marcin Kołodziejczyk, Bardzo martwy sezon. Reportaże naoczne, Wielka Litera, Warszawa 2016, s. 408