Tak jak w Polsce mamy serię dowcipów „Przychodzi baba do lekarza”, tak w wielu miejscach świata kawały zaczynają się od „Wchodzi koń do baru”. Najnowsza, znakomita i świetnie przełożona przez Reginę Gromadzką powieść Dawida Grosmana rozgrywa się w czasie spektaklu stand-up comedy. Miało być jak zwykle, ale wszystko poszło inaczej, bo pojawiła się na sali osoba, która sprawiła, że komik Dowale wrócił pamięcią do swojego dzieciństwa i zamienił spektakl w spowiedź życia. Publiczność źle to zniosła, ludzie zaczęli wychodzić z poczuciem zażenowania.
Grosman ma niezwykłą umiejętność umieszczania czytelnika w takich sytuacjach, kiedy fizycznie czujemy przykrość. Sam pisarz mówił, że powieść prowadzi go tam, gdzie bałby się sam iść. Opowieść Dowale sprawia, że czujemy strach 14-letniego chłopca, który wraca z obozu wojskowego na pogrzeb. Nie powiedziano mu jednak, który z rodziców nie żyje, i ma poczucie, że to od niego zależy, że on jest odpowiedzialny za to, kto ma żyć. W centrum wielu powieści Grosmana jest dziecko, które żyje w nieustannym lęku, żeby zrozumieć świat. Ten lęk je przerasta. Ten chłopiec dźwiga lęki swoich rodziców. Tak jak duża część społeczeństwa w Izraelu. Niewielka książka Grosmana jest niesłychanie pojemna, mieści w sobie opowieść o traumie, o Izraelu, o dziecku, ale i o żałobie, bo spektakl zamienia się w seans przywoływania zmarłych. I jest jeszcze jeden bohater – śmiech – wyzwalający, który jest obroną, choć bywa też sposobem piętnowania. Jest też sposobem rozbrajania antysemityzmu. Bo co by było, gdyby lekarz Żyd wymyślił lekarstwo na raka? Świat współczułby mordowanemu przez lekarza rakowi.
Dawid Grosman, Wchodzi koń do baru, przeł. Regina Gromadzka, Świat Książki, s. 240