Butelka za książkami
Recenzja książki: Lucia Berlin, „Instrukcja dla pań sprzątających”
W tym roku mamy wyjątkową obfitość opowiadań polskich i w przekładach. Dobrze też, że po opasłych amerykańskich powieściach docierają do nas przekłady krótkich form: po opowiadaniach Saundersa, Wallace’a czy Wellsa Towera dostajemy wybór Lucii Berlin. To jest rzeczywiście inna Ameryka i inaczej opowiedziana. Berlin miała czterech synów i trzech mężów, dużo podróżowała i pracowała w wielu miejscach – była sprzątaczką, telefonistką, nauczycielką, pracowała w szpitalu, a pod koniec życia w latach 90. wykładała na uniwersytecie w Boulder. I przez lata piła. To wszystko jest w jej opowiadaniach, obraz izb wytrzeźwień i najbardziej bolesne – opisy nocy alkoholowego ciągu, po którym matka wyprawia synów do szkoły (właściwie chłopcy sami się wyprawiają, bo widzą, co się dzieje). Chowanie butelki za książkami na półce. O piciu pisała w podobnym duchu Dorothy Parker, i tym, co łączy te pisarki, jest humor, czasem czarny, który pojawia się w najbardziej dramatycznych sytuacjach.
Opowiadania Lucii Berlin są jednak wyjątkowe. Wrzucają czytelnika w środek dziania się, gadania, miejskich pralni, sklepów, szpitali i odwyków, jest w nich pośpiech, który łączy się z obrazem życia. Chodzi o czas, który trzeba złapać pomiędzy praniem, sprzątaniem, udawaniem, że wszystko w życiu jest w porządku. W jednym z późnych opowiadań Berlin pisała: „Nigdy nie ma jednak dość czasu. »Prawdziwego czasu«, jak mawiali więźniowie, których uczyłam, wyjaśniając, że zdaje im się, że mają cały czas tego świata. Ale ten czas nie należał do nich”.
Lucia Berlin, Instrukcja dla pań sprzątających, przeł. Dobromiła Jankowska, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2017, s. 478