Bezimienna bohaterka nowej powieści Joanny Bator jest osobliwa i nieco neurotyczna. Zależna od innych, nie potrafi pokierować swoim losem. Zamiast ludzkich twarzy widzi głowy zwierząt, zamiast ludzi – ludojadów. To metoda na przetrwanie wobec narastających przeciwności i poczucia straty. Jej chłopak ginie w tragicznych okolicznościach, a przedtem nie dochował jej wierności. Szkółka, w której uczy obcokrajowców języka polskiego, zamyka się z dnia na dzień. Bohaterce pozostaje jedna uparta uczennica, starsza Japonka, za namową której uda się do Tokio i otworzy w życiu całkiem nowy etap.
Narratorka tej historii dołącza tym samym do szerokiego już grona literackich i filmowych eskapistek, którym dopiero dystans geograficzny pomaga złapać dystans i do innych spraw. Tak jak one próbuje znaleźć sens. Skleić życie niczym wadliwe naczynia, ratowane słynną japońską metodą kintsugi (której bohaterka będzie się uczyć, rzecz jasna): „Czarka wciąż była piękna. Może nawet piękniejsza? Jej piękno obejmowało to, co całe, i to, co było pęknięte. Zawierało w sobie ból i gojenie, pamięć i przemijanie”. W japońskiej części książki takich spostrzeżeń, analogii życia do potłuczonej ceramiki, jest mnóstwo. To miała być „pierwsza japońska powieść” w dorobku Bator i, rzeczywiście, jest w niej sporo duchowości, powolności, zgłębiania tajemnicy życia i cierpienia, koncentracji na „tu i teraz”, jest też wreszcie niesymetryczna relacja mistrza z uczennicą. Oszczędna w formie książka jest jednak oszczędna także w treści, przewidywalna i zbudowana ze zbyt oczywistych metafor. Jak tytułowy prezent, którym może być dla człowieka drugi człowiek, i jak pęknięcia na ceramice, alegoria losu.
Joanna Bator, Purezento, Wydawnictwo Znak, Kraków 2017, s. 288