Knausgård przyzwyczaił czytelników do ambiwalentnych uczuć, od fascynacji zapisami codzienności po wkurzenie, które może budzić narcystyczny narrator. Szósty, zamykający tom, czyta się z wielkim napięciem, bo dochodzimy do najbardziej dramatycznych wydarzeń – do ceny, jaką trzeba było zapłacić za ten eksperyment, czyli do choroby żony pisarza, Lindy. To o niej cały czas się tutaj myśli. Knausgård chciał zakończyć ten cykl efektownymi rozważaniami o Hitlerze i jego „Mojej walce”. Włożył więc pomiędzy zapisy codzienności ponad 400-stronicowy esej o jego młodości i naturze zła. I to jest najsłabsze ogniwo tego tomu, bo owszem, zdaje relację z przeczytanych lektur, ale nie mówi nic odkrywczego, w dodatku nie widzi, że pewne nurty z przeszłości znowu zyskują popularność. Knausgård nie jest wielkim eseistą, ale te sześć tomów zapisu egzystencji to rzecz imponująca i niezwykła.
Karl Ove Knausgård, Moja walka 6., przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018, s. 1112