Stara poetka nieczęsto bywa bohaterką powieści. A w dodatku ta niemal 70-letnia kobieta odczuwa pożądanie, marzy o młodości – jak niezliczeni mężczyźni artyści opisani w literaturze. No właśnie, mężczyźni. Bohaterka Rudzkiej, która może przypominać postaci z twórczości Elfriede Jelinek, przenikliwie widzi rzeczywistość: „Wyglądam jak krzywo zawieszona reprodukcja Guerniki”, „Każdy chce być artystą, a jak nie, to chociaż z artystką”. I jest bohaterką „powieści rzeczki” – taki jest podtytuł, bo rzeczywiście nie jest to opowieść obszerna, ale za to pojemna, bezkompromisowa i dojmująca. Od ostatniej powieści Rudzkiej, „Ślicznotki doktora Josefa”, minęło kilkanaście lat, w tym czasie autorka pisała głównie dla teatru. Teatr czasem czuć tutaj w monologach Romy, bohaterki i jej matki, Niemki. Matka żyła w miejscu, gdzie ze strachu przed Armią Czerwoną kobiety odbierały sobie życie. Rudzka opowiada tę historię dwutorowo – z jednej strony życie Romy, dziewczyny, która przyjechała ze wsi do Warszawy, z drugiej – monologi matki. Ta przeszłość wpływa na życie Romy i jej córki, piętno obcości, którym naznaczona była matka – przekazują dalej.
Rudzka napisała powieść o dziedziczeniu przeszłości, o tajnej historii rodzinnej (z takich historii składa się polska historia), ale i o skandalu starości, o głodzie ciała, które jest w stanie rozpadu. W tej starości spotykają się też dawni kochankowie. Rudzka bez osłonek opisuje groteskę starzenia, jest bezkompromisowa również w języku. Jej zdania przypominają krótkie serie z karabinu, a ta książka okazuje się opowieścią o wydostawaniu się z przeszłości za pomocą języka i o traceniu życia i pisania.
Zyta Rudzka, Krótka wymiana ognia, W.A.B., Warszawa 2018, s. 198