Ten „stan o najładniejszej nazwie”, jak pisała w wierszu Elizabeth Bishop, w opowiadaniach Lauren Groff jest miejscem podszytym niewypowiedzianą grozą: „Floryda latem to powolne, gorące tonięcie”. Autorka „Furii i Fatum” w tej książce powraca do tradycji „Południowego gotyku”, ale zamiast nawiedzonych domów i zjawisk nadprzyrodzonych pokazuje świat wewnętrzny kobiet podszyty nieokreślonym lękiem i przeczuciem katastrofy. Ta groza związana jest z krajobrazem, dzikością, zatęchłym zapachem, mokradłami pełnymi aligatorów i z tym, że „kiedy na Florydzie wychodzisz z domu, zawsze obserwuje Cię jakiś wąż”. Jedna z bohaterek śni, że sufit jest białym brzuchem węża. Huragany wybijają drzwi i okna, ale większość lęków, jakie odczuwają bohaterki, jest związana z lękiem o dzieci, z poczuciem pustki i samotności. Groff wspaniale pokazuje te stany na granicy szaleństwa, kiedy kobiety krzyczą, i żeby nie krzyczeć, zaczynają biegać. „Całymi latami byłam dobra jedynie w tym, co mnie interesowało, a że interesowały mnie wyłącznie moje książki i moje dzieci, reszta życia powoli odpłynęła” – mówi jedna z bohaterek. Jest tu też Floryda erotyczna. Groff znakomicie pokazuje duszną, podszytą erotyzmem relację czworga dorosłych, obserwowanych przez dziecko i dorastającą dziewczynę, której Floryda wydaje się miejscem pełnym splendoru. W tych opowiadaniach Groff nie jest niewolnicą konwencji, każde z nich prowadzi w inną stronę. Czujemy strach bohaterów, ale zamiast katastrofy Groff pokazuje, jak się żyje z takim nieustającym lękiem w środku.
Lauren Groff, Floryda, przeł. Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2019, s. 272