Wolność i video
Recenzja książki: Aleksandra Boćkowska, „Można wybierać. 4 czerwca 1989”
O wyborach 4 czerwca w stolicy pisano sporo. Boćkowska pyta, jak to wyglądało na prowincji: w Lubaczowie, Korycinie, Świnoujściu, Kutnie czy Zielonej Górze (gdzie trwał ostatni Festiwal Piosenki Radzieckiej). Autorka przygląda się codzienności, przywołuje zapiski dziennikowe mówiące o tym, że nie było nic: ser biały był marzeniem ściętej głowy, nawet świeży chleb. Ta książka daje wgląd w życie Polaków w tamtym czasie, ale przede wszystkim opowiada o pamięci, a właściwie o jej braku. Bo ten 4 czerwca zatarł się, myli się z datą wstąpienia do Unii Europejskiej albo z datą pierwszych wyborów samorządowych rok później. Co się wydarzyło, że nie stał się wyraźną cezurą i narodowym świętem? Nie ma jednej odpowiedzi. Boćkowska opisuje rozpad starych struktur, nieudaną grę władzy kartą całkowitego zakazu aborcji. Władza liczyła, że dogada się z Kościołem i skłóci opozycję. Ale to się nie udało. Z drugiej był entuzjazm, porozumienie ludzi ponad oficjalnymi mediami. To wiemy, ale okazuje się, że gdyby w 1989 r. istniał konkurs na słowo roku, może wcale nie wygrałyby „wybory” czy „Solidarność”, tylko „video”. Z tej opowieści wychodzi się z wrażeniem rozmycia, wielogłosowości, która jest i zaletą, i wadą. Bardzo służy jej zakorzenienie w konkretach, powrót do świata tuż przed transformacją. To wszystko trzeba wiedzieć, zwłaszcza w rzeczywistości, w której tak łatwo głosić swoją, często oderwaną od rzeczywistości wersję historii.
Aleksandra Boćkowska, Można wybierać. 4 czerwca 1989, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019, s. 285