Warto było poczekać na nową książkę Mikołaja Łozińskiego, jego „Książka”, nagrodzona Paszportem POLITYKI, ukazała się w 2011 r. Teraz dostajemy powieść o rodzinie Stramerów, opowiadającą historię Żydów z Tarnowa, opowieść zakorzenioną w rodzinnej pamięci autora, ale zupełnie inaczej niż „Książka”. To jest pełnowymiarowa powieść z mocną podbudową historyczną i solidną bibliografią na końcu. Powieść, która niesie czytelnika spokojnym nurtem historii, znakomicie napisana, z oddechem i humorem. Opowiada historię Nathana i Ryfki, którzy mają sześcioro dzieci. Historia rodzinna łączy się z rozwijającym się ruchem socjalistycznym i komunistycznym, jeden brat trafia do więzienia, inny zastanawia się, czy się nie przechrzcić. Ktoś myśli o wyjeździe do Palestyny. W tle pojawiają się postaci historyczne – Adam Ciołkosz, socjalista z Tarnowa, a nawet filozof Ludwig Wittgenstein. W tę powieść wpisane są losy wielu rodzin żydowskich i podziałów, jakie tworzyły się w tamtym czasie. Widać też, jak wplatają się tu poprzednie książki Łozińskiego, również debiutancka „Reisefieber”. Łoziński potrafi bowiem tworzyć psychologiczne portrety swoich bohaterów tak, że widzimy każdego z nich osobno. A cała książka ma w sobie lekkość, mimo że nadciągają ciemne chmury lat 30. i wszystko zmierza do znanego, tragicznego finału. Nie, ta historia nie ma końca. Łozińskiemu udało się napisać powieść, której nie chcemy kończyć, chcemy być dalej w świecie Stramerów. I losy bohaterów prowadzą dalej, ku innej Polsce. Wspaniale zamykać książkę z poczuciem, że ta historia toczy się dalej. Czekałam na taką powieść.
Mikołaj Łoziński, Stramer, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019, s. 430