Książki

Czyja siła?

Recenzja książki: Meg Wolitzer, „Ich siła”

materiały prasowe
To ciekawy zabieg fabularny w dobie #MeToo, wynikający też wyraźnie z potrzeby (i braku) dialogu pokoleń.

Greer Kadetsky marzyła o Yale, ale zrządzeniem losu ląduje na podrzędnym Ryland Colleage, a swój związek utrzymuje przez Skype’a. W swej zawziętości postanawia czytać i nie trwonić czasu na życie towarzyskie. Ale życie samo te plany weryfikuje. Już na pierwszej imprezie Greer doświadcza napaści seksualnej. Zdarzenie naznaczy ją na długo, zwłaszcza że sprawca został symbolicznie ukarany. Bezradna Greer trafia na wykład ikony feminizmu Faith Frank. „Ich siła” to tytuł jej manifestu z lat 80. Kobiety „nie powinny ograniczać się do noszenia strojów z wywatowanymi ramionami i udawania twardzielek” – pisała – a w korporacjach niech postępują „równie źle co mężczyźni”. Oni zaś bezwzględność mają równoważyć delikatnością – oto wzór na harmonię w przyrodzie. W powieści autorki „Żony” i „Wyjątkowych” zderzają się, nie zawsze ze zrozumieniem, fale współczesnego feminizmu. Starsze pokolenie, które nieco wypada z obiegu, i młodsze, nieco naiwne, ale i rozczarowane poprzedniczkami. Symboliczna relacja Greer–Faith, uczennicy i mentorki, ewoluuje z fascynacji w konflikt. To ciekawy zabieg fabularny w dobie #MeToo, wynikający też wyraźnie z potrzeby (i braku) dialogu pokoleń. Młodsze i starsze aktywistki stają przeciwko sobie, zamiast objąć wspólny front. Ale Meg Wolitzer nie podsuwa prostych odpowiedzi. W zamian pyta, co dalej z tym feminizmem. Sympatia do bohaterów nie mija, nawet gdy dyskutują o biedzie nad kieliszkiem brzoskwiniowego prosecco. Książka jest w efekcie zabawna i niewygodna. Ale i wiarygodna.

Meg Wolitzer, Ich siła, przeł. Maria Zawadzka-Strączek, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2020, s. 480

Polityka 5.2020 (3246) z dnia 28.01.2020; Afisz. Premiery; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Czyja siła?"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną