Książki

Wiersze nieprzysiadalne

"Pracuję na to, żeby mną straszono” – powiada Marcin Świetlicki w wierszu reprodukowanym na drugiej stronie okładki swej nowej książki pod tytułem „Muzyka środka”. I dalej odgraża się: „oto wygrzebuje się/znikąd i wydobywa na światło dzienne,/żeby postraszyć nieco tych zadowolonych,/że go nie było, postraszyć powrotem” („Świetlicki – reaktywacja”). To mocna odpowiedź na pogłoski, że zarzucił, z powodu odpływu sił twórczych, poezję na rzecz prozy (niedawno wydał powieść kryminalną „Dwanaście”). Zatem powraca poeta i to w wielkim stylu – by sparafrazować jedno ze znanych powiedzonek rodem z „Pulp fiction”.

Jest to książka w znacznej mierze autotematyczna, ale nie autobiograficzna („Te autobiografizmy/się wreszcie już skończyły,/a na nowe to jeszcze/wcale nie zarobiłem” – „Ja latam”). Świetlicki dość jawnie objaśnia jedną ze swych fundamentalnych strategii, którą stosował konsekwentnie od początku twórczości. Chodzi o to, co, zapożyczając się u niego samego, nazwałbym poetycką „nieprzysiadalnością”. Pisarstwo Świetlickiego żywi się negatywnością i stąd owa szorstkość wierszy, które cierpienia, bólu, samotności egzystencjalnej, krachu uczuć nie chcą oswajać ani łagodzić. Reakcją jest tu gniew, heroiczna – choć niewypowiedziana wprost – niezgoda na świat kogoś, kto pocieszanie przez literaturę uważa za łatwiznę. „Nie ma/pogody, jest/w gardle pięść. Są/zimne poty” – powiada w tytułowym wierszu, a wyznanie to można uznać za rodzaj poetyckiego credo.

Jeśli ktoś tego nie zauważył, to Świetlicki już dawno przestał być buntownikiem i skandalistą – jeśli w ogóle tak naprawdę nim był. I nie chodzi wcale o to, że „bunt się ustatecznia”, jak pisał niegdyś Stanisław Grochowiak, tylko o to, że dziś o wiele wyraziściej widać konsekwentną drogę autora „Schizmy”, który od początku pisał pod sztandarem nonkonformizmu. „Muzyka środka” dobrze tę pięknie mroczną drogę poetycką objaśnia. I pozwala zrozumieć, że egotyczny bohater Świetlickiego nie stanowi wcale literackiej autokreacji pisarza. To nadwrażliwiec, w którym jak w lustrze przeglądają się także nasze demony.

Najnowszy tomik jest – w porównaniu z poprzednimi – mniej efektowny, za to bardziej wyciszony. Królują w nim dwa motywy: ciemności i śmierci. Ich symbolika jest bogata i niepokojąca. Ciemność staje się metaforą wszelkiej traumy (głównie duchowej), jakiej doświadczamy (ale która jest właśnie źródłem artystycznej ekspresji!), śmierć zaś naznacza nas świadomością nieuchronnego końca, w obliczu którego życie staje się egzystencjalnym zadaniem (bo domaga się usensowienia). Dlatego Bohater Świetlickiego jest postacią tragiczną, a jego dramat jest egzystencjalnym dramatem istnienia pożądającego wiedzy o sobie samym. A jedną z zalet tej poezji jest jej bezkompromisowość, wystawiająca czytelników na konfrontację z trudem życia. Jak w wierszu „Jowejek”, gdzie najpierw mistrzowsko opisana jest arkadia dzieciństwa, a potem jest już tylko „bryła ciała/wypchnięta w przestworza”.

Marcin Świetlicki, Muzyka środka, Wydawnictwo a5, Kraków 2006, s. 58 
 
 
 
 
 
 

Polityka 41.2006 (2575) z dnia 14.10.2006; Kultura; s. 66
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną